Mateusz Wróblewski, INTERIA: Serdecznie gratuluję udanego indywidualnego występu w spotkaniu z Falubazem Zielona Góra. Czy powinienem gratulować także punktu meczowego czy uważa pan, że ten punkt meczowy został stracony? Andrzej Lebiediew, Fogo Unia Leszno: - Chyba strata. Pozostaje duży niedosyt. Jest gorycz. Ten remis można porównać z porażką. Nie mieliśmy szczęścia, nasi zawodnicy zanotowali dwa defekty. Traciliśmy punkty na trasie. Z siebie nie jestem zadowolony jeśli chodzi o 15. wyścig. Nie udźwignąłem jego ciężaru wygrywając start. Dałem się minąć. Muszę dalej pracować nad tym, by w najważniejszych momentach udźwignąć ten ciężar. Inaczej sobie ten wyścig wizualizowałem. Chciałem przy pełnych trybunach przejechać linię mety jako pierwszy i wprowadzić stadion w euforię. Czego zatem zabrakło w decydującym wyścigu? - Gdybym wiedział, to już na torze bym wziął na to poprawkę. Obejrzę powtórkę i przeanalizuję wszystko. Muszę nauczyć się tego toru i motocykli, ich dostosowania tak, by nic mi nie brakowało. Chcę pędzić do przodu nie myśląc o obronie pozycji. Niestety w 15. biegu więcej myślałem o tym, jak bronić pozycję, niż bawić się jazdą. W ciągu tygodnia przeszedł przemianę. Jest nie do poznania Co się u pana zmieniło w ciągu jednego tygodnia? W Toruniu z wyjątkiem początku meczu zanotował pan mizerny występ, podczas sobotniej rundy Grand Prix także nie było najlepiej, a mecz z Falubazem wyszedł bardzo dobrze. - Nic się nie zmieniło. W Toruniu popełniałem błędy po dobrym początku. Nie zadowalało mnie to, co wiozłem i jak jechałem, więc złe korekty wprowadziłem, nie słuchając swojego teamu. Postawiłem na swoim, co zaprowadziło mnie do tego, że poszedłem w złą stronę z ustawieniami i straciłem prędkość, start. Zanotowałem też upadek, a myślę, że dowiózłbym trójkę i wynik byłby inny. A co z występem w GP? - Byłem gotowy na pierwszą rundę i wszystko dobrze funkcjonowało. Rozsypało mi się wszystko w drugim wyścigu, kiedy zabrakło mi zimnej krwi i wyczekania momentu na atak. Całe zawody mi się posypało, włącznie z motocyklem. Wyjechałem do wyścigu z wygiętym po upadku motocyklu, ale to już nie jechało, bo ten motocykl po prostu nie był sprawny. Wziąłem drugi i potrzebowałem czasu, by wrócić do zawodów. Udało mi się to, ale już w momencie, kiedy było za późno. Głowa była chłodna, a nie miałem nic do stracenia. Wygrałem dobrze obsadzony bieg z Lambertem i Holderem, którzy jechali bardzo dobrze. Miałem pół prostej przewagi. Ten wyścig pokazuje, że byłbym w stanie walczyć minimum o półfinał, a może o coś więcej, gdybym się nie posypał w drugim biegu. Wtedy tak naprawdę zakończyłem zawody. Podróż z Gorican jakoś wpłynęła na pana dyspozycję? - Nie zawiodłem, fani mogą być zadowoleni. Wiadomo, że to nie jest ten sam sen, co w łóżku, bo to podróż w busie. Nie da się należycie wyspać. To odczuwalne, ale taki jest żużel i musimy z tym żyć. Grafik będzie jeszcze bardziej napięty. Przed Unią bardzo ważny mecz w Grudziądzu z GKM-em W teorii Falubaz, Unia i GKM mają walczyć i o utrzymanie, i o play-off. Czy w obliczu straty punktu z Falubazem czuje pan, że mecz z GKM-em będzie jednym z najważniejszych, jak nie najważniejszym w sezonie? - Teorię zostawię dla was, dziennikarzy. My trzymamy się praktyki. Jesteśmy od jeżdżenia i do każdego meczu podchodzimy z zamiarem zwycięstwa. Także do meczu z GKM-em. Jak czuje się pan na tamtejszym torze? - Dobrze, bo przypomina mój macierzysty, łotewski tor. Mam zatem nadzieję, że należycie skleję motocykle i zanotuję dobry występ.