Przypomnijmy, że brytyjski żużel stracił w tym roku kilka obiektów ważnych dla tego sportu. Oprócz Wolverhampton to także Eastbourne czy Peterborough. Dla speedwaya na wyspach to jest dramat, bo mówimy o trzech niezwykle pomnikowych i znanych ośrodkach. Wszystkie one zostaną zamknięte, ale praktycznie każdy z innego powodu. Ten, dla którego skończył się żużel w Wolverhampton brzmi dość kuriozalnie. Dlatego też wielu kibiców nie może się z tym pogodzić. Otóż na Monmore Green teraz priorytetem będą wyścigi psów. A przynajmniej tak stanowi nowy plan właściciela obiektu. Oczywiście miejscowe środowisko wszelkimi sposobami próbowało wpłynąć na zmianę decyzji, ale ostatecznie nie udało się tego zrobić. Właściciel pozostał nieugięty, bo dla niego żużel to sprawa absolutnie drugorzędna. I fakt wielkich tradycji klubu jest całkowicie bez znaczenia. Już za kilka miesięcy jedynie psy będą ścigać się na stadionie Wolves. Zawodnicy bez stadionu, kibice we łzach Zorganizowany w poniedziałek pożegnalny turniej w Wolverhampton ściągnął na trybuny mnóstwo ludzi, którzy chcieli pożegnać obiekt, który ma 95 lat. Śmiało można go nazwać kolebką tego sportu. Duża część osób płakała. - Kawał życia tu spędziłem. Wciąż nie mogę zrozumieć tej decyzji. I naiwnie łudzę się, że sytuacja jeszcze się odwróci - mówił starszy pan. Jak twierdził, na Monmore Green chodził od 1954 roku! Niech to najlepiej świadczy o tym, jak stara jest tradycja żużla w Wolverhampton. Na zmianę decyzji nie ma jednak co liczyć, podobnie jak w Peterborough i Eastbourne, a także Coventry, gdzie żużla nie ma już od kilku lat. Ten sport niestety w wielu miejscach po prostu umiera. Zresztą nie tylko w Wielkiej Brytanii. Zamknięto przecież także węgierski obiekt w Nagyhalasz, jeden z najlepszych torów do walki na świecie. Powód? To zawiła historia. Tam też jest to wymysł właściciela. Niektórzy uważają, że ma podłoże polityczne.