Mateusz Wróblewski, Interia Sport: Jak ocenia pan inauguracyjne spotkanie w wykonaniu Włókniarza? Janusz Ślączka, trener Włókniarza Częstochowa: - To było trudne spotkanie. Nie weszliśmy dobrze w mecz. Druga seria się nam nie poukładała. Niektórzy zawodnicy muszą popracować nad sprzętem, bo nie działa tak, jak powinien. To przekłada się na małą zdobycz punktową. Przegrywaliście różnicą 10 punktów, a przed ostatnim biegiem mogliście nawet wygrać mecz. Skąd się to wzięło? - Wiadomo, że przez cały mecz walczyliśmy i chcieliśmy wygrać. Po to przyjeżdżamy, a nasi zawodnicy są sportowcami, zawodowcami. Nie było tak, że ktoś nie chciał jechać, wygrywać. Unia była po prostu lepsza. Trener obawia się kar. Ekstraliga tylko czyha na złe komentarze Czy sędzia was okradł ze zwycięstwa? - Był pan na meczu, więc widział pan sytuację. Ja przestrzegam regulaminu. Wiadomo, jak to wygląda. A jak to wyglądało z trenera perspektywy? - Jak dziennikarz mówi, że coś było nie tak... To trzeba zapytać sędziego. Był kontakt na stracie i sędzia podjął decyzję o wykluczeniu Michelsena. Z taką decyzją muszę się zgodzić. Włókniarz ma kłopoty personalne. Wymiana zawodnika wyszła im jednak na dobre Maksym Drabik zaliczył fatalny występ. Z czego wynikają jego problemy? - Ma problem z silnikami. To nie jest to, że on nie chce jechać. Drabik bardzo dużo trenuje, stara się. Na tę chwilę ma problem, ale odsyła silniki na serwis. Naprawdę jest zaangażowany w drużynę i chce punktować. Na razie mu to bardzo ciężko przychodzi. Czy po tym początku sezonu może pan powiedzieć, że wymiana Jakuba Miśkowiaka na Madsa Hansena to był strzał w dziesiątkę? - Nic nie mogę powiedzieć. To dopiero początek sezonu. Jesteśmy po pierwszym meczu i sparingach, które nie najlepiej wyglądały. Do każdego meczu będziemy się przygotowywać tak, by pojechać lepiej, bo w piątek nie pojechaliśmy złego meczu, ale paru punktów zabrakło do zwycięstwa.