Temat zagranicznego juniora jest "grzany" w polskim żużlu już od wielu lat, a w zasadzie odkąd zrezygnowano z tego przepisu. Spora część obserwatorów uważa, że poprzez gwarantowanie miejsca w składzie młodym Polakom, po pierwsze osłabiamy poziom ligi, a po drugie dajemy im poczucie tego, że niezależnie od prezentowanych umiejętności, zawsze będą ponad rywalami z innych krajów. I tak ci roku. Zresztą te dyskusję trwają także w trakcie sezonu. W ostatnim czasie zagraniczny junior był obecny na torach 2. Ligi, ale w PGE Ekstralidze i 1. Lidze już nie. Dzięki temu przepisowi wybiło się kilku zdolnych chłopaków z zagranicy, którzy teraz są już znani w środowisku. Wystarczy przytoczyć Williama Drejera, Jonasa Knudsena, Caspra Henrikssona czy Esbena Hjerrilda. Wszyscy oni są zdecydowanie beneficjentami tej regulacji w 2. Lidze. Koniec z zagranicznym juniorem. Oni będą załamani Wiele wskazuje na to, że to właśnie kluby wymienionych zawodników będą najbardziej stratne z tytułu zmiany przepisów. Hjerrild co prawda i tak skończył wiek juniora, ale reszta mogłaby spokojnie dalej startować pod numerem młodzieżowym. Teraz pozostaje im pozycja U24 lub szukanie innego klubu. W dużym stopniu może to wpłynąć na ich karierę, ale z drugiej strony fakty są takie, że przecież to nie jest nasz problem. Polskimi juniorami za granicą też się nie przejmują. Wiemy już też, że wbrew wielu pogłoskom, zagraniczny junior na razie nie wróci do PGE Ekstraligi. Jeszcze kilka tygodni temu taka plotka krążyła po środowisku żużlowym. Wzmacniały ją zachowania niektórych działaczy, jak np. Andrzeja Ruski, który mimo straty najlepszego juniora i fiaska rozmów z Przyjemskim oraz Krawczykiem, praktycznie niczego nie robił, by ratować sytuację. Na ten moment jednak nie ma tematu zmiany tego przepisu w PGE Ekstralidze.