Wielka wtopa polskiej gwiazdy. Zrobił sobie antyreklamę
Maciej Janowski w sobotę miał wrócić w świetnym stylu do Grand Prix, udowadniając promotorowi, jak bardzo się mylił, pomijając go przy nominacji do stałej dzikiej karty. Zamiast tego nie wygrał wyścigu, przywiózł dwa zera, dotknął taśmy i zajął odległe szesnaste miejsce. Organizatorzy utwierdzili się, że podjęli odpowiednią decyzję. Polak bardzo skomplikował swoją sytuację. Została mu tylko jedna droga, żeby wrócić do mistrzostw świata.

Z dużym niedowierzaniem przyjęto informację, że Maciej Janowski nie będzie stałym uczestnikiem Grand Prix w 2024 roku. Polak był tym faktem zawiedziony, bo przez ostatnie lata plasował się w czubie klasyfikacji. W zamian otrzymał rolę... drugiego rezerwowego.
Polak miał to z tyłu głowy. Chciał coś udowodnić
Długo na swoją szansę nie musiał czekać. Z racji tego, że Jason Doyle zakończył sezon, to w jego miejsce do końca cyklu wskoczył Max Fricke. W związku z tym Janowski był teraz pierwszym oczekującym. Uraz Andrzeja Lebiediewa wykluczył go z udziału w rundzie Grand Prix w Gorzowie, a przed mistrzem Polski otworzyła się wielka szansa.
Janowski na pewno miał z tyłu głowy, że dobrym występem jest w stanie zwiększyć swoje notowania u promotora. Polak nie brał udziału w kwalifikacjach do cyklu, więc zostały mu tylko dwie opcje, z czego ta jedna najprawdopodobniej już wygasła. Musi liczyć na przychylność władz, czyli stałą dziką kartę lub zrobić wszystko, aby wygrać Tauron SEC.
Stracił szansę, musi zostać mistrzem Europy
Realne szanse na dziką kartę zaprzepaścił najpewniej w Gorzowie, gdzie po prostu zaliczył wtopę. I choć wygrał popołudniowe kwalifikacje, to wieczorem był straszliwie wolny. To tylko pokazuje, jaka jest różnica w sporcie żużlowym, ścigając się z rywalem i pojedynczo. Janowski zakończył turniej na szesnastym miejscu z dorobkiem trzech punktów (0,1,2,t,0).
Jeśli nadal marzy o jeździe z najlepszymi, to musi zostać mistrzem Europy. Po pierwszej rundzie w Debreczynie jest wiceliderem klasyfikacji, tracąc pięć punktów do Andrzeja Lebiediewa. Przed nim jeszcze trzy rundy na torach w Grudziądzu, Guestrow i Chorzowie. Przypomnijmy, że tylko złoty medalista zapewni sobie przepustkę do elitarnego grona.


