To nie ten sam Zmarzlik, co jeszcze rok temu. Jedni mówią, że obrósł w piórka. Inni, że w końcu zachowuje się tak, jak powinien zachowywać się mistrz świata. Do tej pory Zmarzlik stronił od kontrowersji, głupie jego zdaniem pytania kwitował śmiechem i absolutnie nie krytykował pracy osób funkcyjnych. To już jednak przeszłość. W piątek na konferencji prasowej przed GP w Warszawie jeden z dziennikarzy zadał mu zwyczajne, zupełnie normalne pytanie o to czy jego tętno (niższe niż rywali) to dowód na to, że po prostu mniej się stresuje. Zmarzlikowi momentalnie uśmiech zniknął z twarzy. - Ale jakie to ma znaczenie? Nie rozumiem - odpowiedział bardzo rozdrażniony. Dziennikarze jedynie rzucili sobie wymowne spojrzenia. Sytuacja powtórzyła się w sobotę po zawodach, kiedy to Zmarzlik dostał całkowicie podstawne i uzasadnione pytanie o to, czy w półfinale nie przegrał ze swoją nadmierną ambicją. - Ale po co znowu zaczynasz takie spekulacje? To bez sensu, daj spokój - po tej odpowiedzi udzielonej w niegrzecznym i napastliwym tonie, niektórym z grupki dziennikarzy odechciało się zadawać kolejnych pytań. Każe dyrektorowi wsiadać na motocykl W niedzielę Zmarzlik brał udział w DME ma torze w Poznaniu. Tor na Golęcinie pozostawiał dużo do życzenia i to nie ulega wątpliwości. Żużlowiec Stali Gorzów niejeden raz brak jednak udział w zawodach na gorszych nawierzchniach, ale nigdy publicznie ich nie krytykował. Tym razem jednak wdał się w bardzo żywiołową dyskusję z Rene Schaeferem, dyrektorem zawodów. Miał mu nawet powiedzieć, żeby sam wsiadł na motocykl, który Zmarzlik podstawi. To w przypadku Polska zachowanie, którego do tej pory nie widywaliśmy. Pytanie, co stoi za ewidentną i bardzo zauważalną zmianą u Zmarzlika. Stał się mocno opryskliwy, drażliwy i czasami sprawia wrażenie nieco źle interpretującego pytania, które są nastawione na uzyskanie informacji, a nie wzbudzenie sensacji.