Scena, na którą wskoczyli po finale Grand Prix najlepsi zawodnicy sobotniego turnieju, przypominała wielką łódź podwodną, która wynurzyła się na murawie PGE Narodowego. Na scenie zabrakło reprezentanta Polski. Stało się to, o czym mówił Marek Cieślak, który jeszcze w piątek przestrzegał na łamach Interii, że jeśli Ole Olsen zepsuje tor, że jeśli nie będzie się on nadawał do walki, to nie wygra najlepszy. Zatem, choć mamy dwóch najlepszych zawodników na świecie z Warszawy wracamy z pustymi rękami. Noty dla Polaków po Grand Prix Warszawy Bartosz Zmarzlik +4 Za półfinał i utrzymanie pozycji lidera cyklu. Mamy jednak wrażenie, że w decydującym momencie zabrakło kalkulacji i chłodnej głowy. Drugi raz tego wieczoru Polak dostał policzek od Maxa Fricke i rzucił się na niego, jak wściekły pies, zapominając, że z tyłu też ktoś jedzie, a tor kryje wiele pułapek. Zmarzlik przyznał potem w rozmowie z TTV, że popełnił szkolny błąd. Brawa za szczerość, a także za utrzymanie się na motocyklu po wjechaniu w wyrwę. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że w tamtym momencie Bartosz mógł schować sportową dumę w kieszeni i miałby pewny finał. Maciej Janowski 4 Momentami to był ten Maciej, którego moglibyśmy oglądać godzinami. Słaby na starcie, ale niezwykle pomysłowy i zadziorny na dystansie. Raz jeszcze potwierdziło się, że mieć Janowskiego za plecami, to nic przyjemnego. Kłopot w tym, że Ole Olsen zrobił tor pełen zdradzieckich pułapek, który nie bardzo nadawał się do walki na dystansie. W niektórych biegach Janowskiemu udawało się odnajdywać szybkie ścieżki, w innych już nie. Według tego samego scenariusza potoczył się też niestety półfinał. Zasadniczo to i tak cud, że Janowski zaszedł tak daleko w zawodach, w których liczył się start i kreda, a to jak wiadomo, nie jest jego bajka. Paweł Przedpełski 4 Zawodnik For Nature Solutions Apatora pozytywnie nas zaskoczył. Starał się walczyć na torze, który nie nadawał się do walki i punktował. Mocno punktował. Wygrał prestiżowy bieg ze Zmarzlikiem i Janowskim. Jak na żużlowca, który na każdym kroku podkreśla, że dla niego już sam awans i jazda w GP jest zaszczytem, to spisał się na medal. Musi się jeszcze otrzaskać, nabrać doświadczenia, ale robi szalone postępy. Patryk Dudek 2 Przepraszamy, ale więcej być nie może. Nie za turniej, w którym Polak ratuje twarz w ostatnim biegu. Dudkowi ułożył te zawody pierwszy bieg, kiedy wpadł w dziurę i stracił dwie pozycje. Z prowadzenie zrobił się jeden punkt, a potem było jeszcze gorzej, bo Dudek ponownie wpadł w koleinę, podniosło mu motocykl i omal nie narobił bigosu Jackowi Holderowi. Tata Patryka tłumaczył nam potem, że syn jeździł blisko krawężnika (najbliżej ze wszystkich) i to go zgubiło, bo w tych miejscach tor był zdradziecki. Maksym Drabik 2 To nie był ten sam Maksym, którego oglądamy w lidze, ale Grand Prix to inna bajka. Drabik przekonał się o tym w swoim drugim biegu, kiedy to prowadził po starcie, ale został ostro potraktowany przez Fredrika Lindgrena i spadł na ostatnie miejsce. Gdyby nie defekt Szweda, przywiózłby zero. Dobrze się jednak stało, że PZM dał Drabikowi dziką kartę, że odebrał on lekcję żużla, która, w co bardzo wierzymy, kiedyś zaprocentuje.