Przez ostatnie lata kariery Szymon Woźniak był stawiany jako wzór sumienności i pracowitości. Jego umiejętności jeździeckie i zdolności pracy ze swoim sprzętem przekuwały się w coraz lepsze wyniki. Teraz się coś zacięło, a kibice już znaleźli przyczynę. Nie zostawiają suchej nitki, jest kulą u nogi - Hancock w parku maszyn i Woźniak się męczy? Co za przypadek - ironizuje jeden z kibiców. - Jestem przekonany, że bez niego jeździłby tak samo, bądź lepiej - wtóruje mu kolejny. Przed sezonem Woźniak podjął współpracę z Gregiem Hancockiem, a kilka miesięcy później to samo zrobiła gorzowska Stal. Kibice błyskawicznie znaleźli kozła ofiarnego niestabilnej formy ich zawodnika. Kiedy spojrzymy na liczby w PGE Ekstralidze, to coś w tym może być. 31-latek notuje najsłabszy sezon od 2020 roku. Największy problem ma z meczami wyjazdowymi, bo na "Jancarzu" prezentuje się raczej pomyślnie. To zły znak przed zbliżającą się fazą play-off, w której Stal mierzy bardzo wysoko. To nie pierwszy przypadek, klątwa mistrza Najczęstsze argumenty przeciwko Hancockowi odnoszą się do zakończonej współpracy z Betard Spartą Wrocław. Ostatnie sezony spędził także w boksie Macieja Janowskiego w trakcie Grand Prix. Gwiazdor pod jego opieką zanotował jeden z największych kryzysów w swojej karierze, wypadając także z cyklu mistrzostw świata. Krytycy przekonują, że zależy mu tylko na pieniądzach, a nie na sukcesie jego zawodnika. Woźniak natomiast niejednokrotnie chwalił obecność 4-krotnego mistrza świata w swoim teamie. Już zimą wybrał się do Stanów Zjednoczonych, żeby lepiej się poznać i spędzić z nim trochę czasu. Amerykanin miał przekazać mu wskazówki nie tylko odnośnie techniki jazdy, ale także sprzętowych nowinek. To przełożyło się na dziesiąte miejsce w Grand Prix, gdzie zbytnio pretensji do mistrza Polski mieć nie można. Przed sezonem podkreślano jednak, że prestiż cyklu bardzo mocno spadł przy obecnej stawce. Nie licząc Maxa Fricke'a i Jasona Doyle'a, którzy odjechali tylko trzy rundy, to w pokonanym polu ma takie nazwiska, jak Kai Huckenbeck, Andrzej Lebiediew, Jan Kvech i Tai Woffinden. Można więc stwierdzić, że wykonał po prostu plan minimum.