Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wielka kasa na stole. Finansowe eldorado nie tylko w Ekstralidze

Tegoroczna giełda transferowa jest rekordowa, gdy idzie o wydatki polskich klubów w 2. Metalkas Ekstralidze. Rekordziści mogą zarobić nawet 3 miliony złotych, czyli dokładnie tyle, ile największe gwiazdy PGE Ekstraligi. A przecież na zapleczu poziom sportowy i wydatki są niższe. Doszło do tego, że niektórzy zawodnicy świadomie wybierają niższą ligę, bo starty w elicie zwyczajnie im się nie opłacają. Takiej sytuacji jeszcze nie było.

Janusz Kołodziej przed meczem.
Janusz Kołodziej przed meczem./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski

W ostatnich latach sporo mówiło się o tym, że zawodnicy wręcz zabijają się o to, aby jeździć w PGE Ekstralidze. To tam za sprawą kolejnych rekordowych kontraktów telewizyjnych zarobki zawodników poszły bardzo mocno w górę. W pewnym momencie zrobiła się olbrzymia finansowa przepaść między elitą a jej zapleczem. Teraz sytuacja zmieniła się nie do pomyślenia.

I-ligowe kluby wydają kasę na lewo i prawo

Wszystko zaczęło się od spadku z PGE Ekstraligi Fogo Unii Leszno, która za cel postawiła sobie szybki awans. Aby to było możliwe, działacze zdecydowali się zatrzymać swoje gwiazdy, a przekonanie ich do jazdy w 2. Metalkas Ekstralidze trochę kosztowało. Janusz Kołodziej miał otrzymać kontrakt na poziomie 900 tys. złotych za podpis i 9 tys. złotych za podpis. Jak zdobędzie 200 punktów, to zakręci się koło granicy 3 milionów złotych.

Na tyle właśnie wyceniana jest z kolei umowa nowej gwiazdy Stali Rzeszów Tai'a Woffindena. A to przecież tylko pierwsze lepsze przykłady. W 2. Metalkas Ekstralidze aż roi się od żużlowych milionerów. Kontrakty na tym poziomie mają m.in. Grzegorz Zengota, Ben Cook, Szymon Woźniak, Krzysztof Buczkowski, czy Paweł Przedpełski.

Z kolei Jakub Jamróg, który ostatnio został nowym zawodnikiem Wilków Krosno, przyznał, że więcej zarobi na zapleczu PGE Ekstraligi niż w elicie. Mimo tego sportowo chciał podjąć rękawice i pomóc beniaminkowi z Rybnika w utrzymaniu. W zespole beniaminka zabrakło jednak dla niego miejsca.

Zasadniczo można byłoby tak wyliczać w nieskończoność, a więc gołym okiem widać, że kluby bardzo zaszalały. W Rzeszowie i Bydgoszczy jest wielka wiara w to, że faworyzowana Unia Leszno wcale nie musi z urzędu wygrać tej ligi. Generalnie rywalizacja między tą wielką trójką w przyszłym sezonie zapowiada się niezwykle pasjonująco.

ITA TOOLS Stal Mielec - ŁKS Commercecon Łódź. Skrót meczu. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Mogą przeprowadzić szturm na PGE Ekstraligę

W tym wszystkim istotne jest jeszcze jedno. W przyszłym sezonie zmienia się regulamin rozgrywek i wracają mecze barażowe. Oznacza to, że nawet przegrywając finał ciągle można powalczyć o awans do PGE Ekstraligi.

Druga drużyna 2. Metalkas Ekstraligi w takiej konfrontacji wcale nie będzie stać na straconej pozycji. Zespoły z Leszna, Bydgoszczy, czy Rzeszowa składają się obecnie z zawodników o bogatej przeszłości ekstraligowej, więc rywalizacja barażowa z drużyną z elity na nikim nie zrobi wrażenia. A determinacji drużynom z wielkiej trójki na pewno nie zabraknie. Prezesi zaszaleli, rzucili wielką kasę na stół, więc chcieliby zobaczyć także efekty.

Janusz Kołodziej skupiony na zawodach./Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Szymon Woźniak/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Tai Woffinden w boksie./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem