Rudowłosy Brytyjczyk skorzystał w 2022 roku na tym, że Rosjanie zostali zawieszeni. Wówczas otrzymał szansę startu w cyklu Grand Prix razem z Jackiem Holderem. Po dwóch latach jazdy w elitarnym gronie nie ma w dorobku ani jednego medalu. Problem siedzi w głowie. Ta kontuzja mogła zakończyć jego karierę Od początku startów na żużlu mówiono o nim wszelakie określenia, które miały zobrazować jego wielki potencjał. Do Polski trafił w 2018 roku, gdzie spędził dwa lata w ROW-ie Rybnik. Podczas pierwszego sezonu o mało nie został kaleką, gdy w Wielkiej Brytanii doznał fatalnej kontuzji nogi. Jego kość udowa została złamana w pięciu miejscach, a sam zainteresowany musiał przez pewien czas jeździć na wózku inwalidzkim. Na tor wrócił już w kolejnym roku, lecz był cieniem samego siebie sprzed wypadku. To nie przeszkodziło jednak, aby sięgnęła po niego Betard Sparta Wrocław. Premierowy sezon 2020 był dla niego jeszcze bardziej nieudany, niż poprzedni. Wielu już go skreśliło, ale nie prezes Andrzej Rusko. Wpływ na to szczególnie miał mecz o brązowy medal, kiedy Dan startował na silnikach Taia Woffindena. To właśnie on był kluczem do tego, że drużyna sięgnęła po brązowy krążek. To dar od losu Ostatnie lata pokazały, że nie warto było w niego wątpić. Z roku na rok się coraz bardziej rozkręca, a w ubiegłym sezonie przekroczył nawet średnią dwóch punktów na bieg. Stał się gwiazdą PGE Ekstraligi i liderem wrocławskiej Sparty. Eksperci i kibice liczyli jednak, że za tym pójdą sukcesy na arenie międzynarodowej. Tam jednak dalej nie spełnich swoich marzeń. W elitarnym gronie cyklu mistrzostw świata znalazł się przez przypadek. W momencie wybuchu wojny na Ukrainie FIM postanowiło zawiesić rosyjskich zawodników. Artioma Łagutę i Emila Sajfutdinowa zastąpili pierwsi rezerwowi, którymi byli właśnie Bewley i Jack Holder. Za Brytyjczykiem dwa lata startów w Grand Prix, gdzie zajmował kolejno szóste i siódme miejsce. Na koncie ma trzy zwycięstwa w poszczególnych rundach, które odbyły się w Cardiff, Wrocławiu i Malilli. Nigdy nie zostanie mistrzem świata Na tym jednak kończą się jego chwile radości. Zawodnik miał w szybkim tempie wskoczyć na bardzo wysoki poziom i walczyć o złoto z Bartoszem Zmarzlikiem. W jego jeździe idzie jednak zauważyć brak większej agresji. Przypomina dżentelmena żużlowych torów, którym niegdyś był Leigh Adams. Mistrzami nie zostają grzeczni chłopcy, a gdy trzeba zamknąć "bramę" przeciwnikowi, to Bewley woli odpuścić. Problem siedzi w głowie, a to idzie zauważyć również podczas wyścigów o dużą stawkę. Praktycznie z większości półfinałów odpada przez stres. Jego puls pod taśmą często wynosi nawet 180. Mało tego, że podczas rundy w Teterow nie przypilnował trzymania gazu przed startem i jego silnik po prostu zgasł. Nie zdążył w ciągu dwóch minut stanąć nieruchomo pod taśmą z włączonym silnikiem i został na skutek tego wykluczony. Jeśli nie wyeliminuje tych mankamentów, to nigdy nie zostanie mistrzem świata.