Rosjanie nigdy nie odnosili w jeździe na żużlu tak wielkich sukcesów jak w minionym pięcioleciu. W 2018 roku po raz pierwszy w historii zostali drużynowymi mistrzami świata, a w dwóch kolejnych latach obronili ten tytuł. Do tego Grigorij Łaguta zdobył dwa medale indywidualnych mistrzostw Europy (2019 - srebro i 2020 - brąz), Emil Sajfutdinow dwa razy stawał na najniższym stopniu podium mistrzostw świata (2019 i 2021), a Artiom Łaguta dopełnił dzieła i w minionym sezonie sięgnął po pierwsze w historii tego kraju indywidualne mistrzostwo globu. Sajfutdinow napisał list do Putina Żaden z tych sukcesów nie przełożył się na wzrost zainteresowania żużlem rosyjskich oligarchów i władz państwowych. Po historycznym, pierwszym tytule drużynowych mistrzów świata, wywalczonym w formule Speedway of Nations, Emil Sajfutdinow postanowił nawet napisać list do prezydenta Władimira Putina. - Mam kilku przyjaciół w polityce i powoli próbujemy zmienić postrzeganie żużla w naszym kraju. Zobaczymy co z tego wyniknie. Tej akcji, mówiąc szczerze, podjąłem się jednak sam. Podpisałem się swoim nazwiskiem i sam opisałem co się dzieje w żużlu w Rosji - opowiadał później Rosjanin, który dobrych parę tygodni czekał na odpowiedź z Kremla. Ta wreszcie nadeszła, ale poza zdawkowymi gratulacjami i informacji o przesłaniu odpowiedniego pisma w sprawie finansowania żużla do Ministerstwa Sportu, nic w niej nie było. Sami płacili za jazdę w reprezentacji! Sytuacja powtórzyła się rok później, a z prezydenckich obietnic, że "trzeba porozmawiać o żużlu", efekt był taki, iż w 2020 roku trzecie z rzędu drużynowe mistrzostwo świata Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta zdobywali w uszytych za własne pieniądze kevlarach. Mogli się wtedy poczuć tak jak dwaj rosyjscy żołnierze, którym podczas inwazji w Ukrainie zgasł pojazd z powodu braku paliwa i nieopatrznie zgłosili się po nie... na posterunek ukraińskiej policji. Wiary w ich kraj to jednak specjalnie nie zburzyło. Wprawdzie na znak protestu zrezygnowali ze startów w Speedway of Nations w 2021 roku, ale w cyklu Grand Prix nadal reprezentowali Rosję. Ze złotej drużyny z lat 2018-19 tylko Gleb Czugunow zdecydował się na zostanie Polakiem poprzez "papierowy" ślub z Polką, bo akurat jego Betard Sparta Wrocław bardzo potrzebowała mocnego krajowego juniora. Zmieniać licencji nie chcieli Inni nie brali tej opcji pod uwagę. Jeszcze w styczniu w Hejt Parku na Kanale Sportowym Artiom Łaguta mówił: - Nie chcę, aby w moim kraju uważano, że zmieniłem licencję dla pieniędzy. Chcę pozostać Rosjaninem. Dostałem polskie obywatelstwo jako drugie i bardzo za to dziękuję. Łatwiej mi teraz mieszkać w Polsce, bo wszystkie granice są dla mnie otwarte. Będę startował jako Rosjanin i nie chcę licencji zmieniać. Za późno na krytykę Putina Postrzeganie rosyjskich żużlowców zmieniało dopiero poniedziałkowe oświadczenie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, który zalecił organizacjom sportowym odsunięcie Rosjan i wspierających inwazję wojskową w Ukrainie, Białorusinów, od udziału we wszystkich rozgrywkach. FIM (Międzynarodowa Federacja Motocyklowa) wkrótce ma podjąć decyzję o zawieszeniu rosyjskiej federacji i zakazie startów dla wszystkich zawodników z jej licencją. Oznaczałoby to wykluczenie z rozgrywek międzynarodowych i ligowych wszystkich rosyjskich gwiazd, na czele z braćmi Artiomem i Grigorijem Łagutami, Emilem Sajfutdinowem, Wadimem Tarasienko, Wiktorem Kułakowem czy Siergiejem Łogaczowem. Czując zagrożenie odsunięciem od uprawiania żużla, rosyjscy żużlowcy mocno uaktywnili się w mediach społecznościowych. W końcu niektórzy z nich zdecydowali się odważnie skrytykować szaleństwo Władimira Putina. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że na takie wpisy już nie co za późno, a ich głównych celem jest ochrona własnych interesów. Ukraińcom nikt wyboru nie dał Artiom Łaguta czy Emil Sajfutdinow mają drugie paszporty - polskie, a Grigorij Łaguta już kiedyś startował w łotewskich barwach. Ratunkiem dla ich karier byłoby więc wystaranie się o licencje żużlowe innych krajów i tym tropem zamierzają podążyć. Niestety przykre jest to, że w tych staraniach zamierzają pomóc im działacze polskich klubów, którzy w obronie lokalnego interesu, nie przejmują się nawet głosami własnych kibiców, będących w większości przeciwko udziałowi w rozgrywkach "farbowanych lisów". Rosyjscy żużlowcy startujący w polskich ligach, to z reguły bardzo sympatyczni ludzie, otwarci na media, kibiców, skupieni na sporcie. Od polityki z reguły trzymają się z daleka i ciężko ich winić za to, co się stało. Z moralnego punktu widzenia trudno jednak wyobrazić sobie sytuację by w obliczu wojny spokojnie mogli pojechać w lidze, wykorzystują przepisy, podczas gdy Ukraińcy, jak Aleksandr Łoktajew czy Andriej Karpow, muszą łapać za karabiny i bronić własnej ojczyzny przed agresorem. Im nikt żadnego wyboru nie dał.