Sebastian Zwiewka, Interia: Nie będę owijał w bawełnę, tylko od razu przejdę do rzeczy. Co nie działało w Orle w całym sezonie, że zakończyliście ten sezon dopiero na siódmym miejscu?Jakub Jamróg, zawodnik H. Skrzydlewska Orła Łódź: Chyba nic nie działało. Jestem rozczarowany jak wszyscy. Nawet w najczarniejszym scenariuszu nie spodziewałem się takiego zakończenia sezonu. Zimą myślałem, że play-offy są pewne. Co dokładnie zaważyło na takim wyniku? Musimy cofnąć się do początku sezonu. Chodzi o tor. Ktoś powie, że inni przyjeżdżają i robią rekordy, ale my w Łodzi wyjechaliśmy dość późno. Długo musieliśmy się posiłkować torami wyjazdowymi. Inne drużyny też miały z tym problem, ale u nas wybitnie to nie wychodziło.Pamiętajmy, że tor w Łodzi jest specyficzny. Jest zadaszenie, ale dach obejmuje tylko trybuny. Jeśli od początku nie potrafiliśmy sobie poradzić z nawierzchnią, to ciągnęło się to aż do ostatniej kolejki I ligi. Nie mogliśmy trafić z odpowiednimi ustawieniami. Gdybyśmy jednak byli na tyle dobrymi zawodnikami, to byśmy tak się nie tłumaczyli, tylko jechalibyśmy jak nasi goście. Byliśmy słabi i trzeba to na koniec powiedzieć. Ten spadek musi boleć. Szok, kto mógł zostać bohateremJak zakończyliście swój mecz z Polonią, to losy waszego utrzymania były w rękach drużyny z Landshut. Była panika po tym piętnastym wyścigu?- Oczywiście, że była panika. Wyszliśmy do kibiców i z nimi obserwowaliśmy wydarzenia z Niemiec. Staliśmy na torze, ucieszyliśmy się z utrzymania, a następnie podziękowaliśmy fanom za cały sezon. Na szczęście dla nas I liga zostaje w Łodzi. Spadek dla klubu byłby tragedią. Dla każdego ośrodka tak jest, ale Orzeł od lat jeździ na pierwszoligowym poziomie. Odkąd wdrapał się na zaplecze PGE Ekstraligi, to nigdy z niego nie spadł. Byłaby to duża porażka. Przed sezonem zostało to wszystko mocno rozdmuchane i sezon miał fajnie przebiegać. Teraz może będą głosy, że zespół z Landshut zapewnił nam I ligę. Nie, po prostu wygrali, bo byli lepsi. My też byliśmy lepsi od PSŻ-u, ponieważ na naszym koncie w tabeli jest więcej punktów. Jakub Jamróg o tym sezonie: Czuję duży zawód Jeszcze w niedzielę rano niewiele brakowało panu do średniej biegowej 2,0. Mecz z Polonią jednak panu nie wyszedł, więc jak pan oceni cały ten sezon?- Czuję duży zawód. Przez cały sezon byłem praktycznie liderem Orła, na sam koniec wyprzedził mnie Niels K. Iversen. Statystyki schodzą jednak na drugi plan, bo ja tym liderem się nie czułem. Lider na jedenastym czy dwunastym miejscu w klasyfikacji nie jest prawdziwym liderem, tylko takim na papierze. Spójrzmy na Falubaz. Tam czterech najlepszych zawodników jest w czołowej szóstce I ligi. To tylko pokazuje siłę zielonogórzan i obnaża słabość naszej drużyny. Liczyłem, że poprawię średnią i zakończę zmagania z dwójką z przodu. Nie udało się, taki jest sport. Na treningu czułem się świetnie. Trudno. Trzeba wziąć to na klatę i myśleć o tym, co dalej.Główny sponsor Orła - Witold Skrzydlewski nigdy nie gryzie się w język. Zawsze mówi to, co myśli. Jak zareagował po zawodach na waszą porażkę?- Oddaje serce temu klubowi, więc nie ma co się dziwić, że reaguje, jak reaguje. Każdy go zna, tutaj nic się nie zmieniło. Ja sam jeżdżę dla pana Witka piąty sezon. Po meczu się nie widzieliśmy, zawody odreagowujemy w swoim gronie. Na szczęście utrzymaliśmy się i tyle. Jamróg mówi o rynku transferowym. Orzeł nie jest bez szans? Giełda transferowa już trwa. Jakie ma pan plany na przyszłość, bo dochodzą słuchy, że nazwisko "Jamróg" jest zapisane w notesach kilku pierwszoligowych działaczy.- Najpierw muszę rozmówić się z panem Skrzydlewskim, bo tak wymaga kultura. Chcę porozmawiać, a później podejmę decyzję, czy idę w prawo, czy w lewo. Nie będę ściemniał, że inne kluby mnie nie zaczepiają. Owszem, jakieś zaczepki są, ale będziemy myśleć, dopiero jak opadną emocje. Regulamin pozwala nam wszystko wcześniej załatwiać, dlatego nie będę przeciągał struny. Kluby też nie chcą czekać. Moja przynależność klubowa może oficjalnie się rozwiązać już w przeciągu kilku tygodni.Czym będzie się pan kierował przy wyborze klubu?- Chcę jeździć w ambitnym zespole, który walczy o konkretny cel. Przed każdym sezonem wiele klubów ma ambicje, jednak życie później to wszystko weryfikuje. Takim ambitnym klubem niewątpliwie był Orzeł, dlatego zdecydowałem się na podpisanie kontraktu w Łodzi. Jeszcze nie wiem, gdzie wystartuję. Żużel już nieraz pokazał, że trzeba patrzeć na siebie. Ja chcę jak najlepiej dla rozwoju swojej kariery. Jestem też człowiekiem, który chłonie całą otoczkę wokół klubu. Tym będę się kierował. Wstydliwa statystyka. To miało być złote dzieckoNie ma tematu powrotu do PGE Ekstraligi?- Twardo stąpam po ziemi. Najwyższa klasa rozgrywkowa dalej jest w sferze moich marzeń, ale patrząc na ten sezon w moim wykonaniu, to telefonów z Ekstraligi nie ma i przed sezonem 2024 się ich nie spodziewam. Po tym jak trzech Rosjan zostało dopuszczonych do jazdy z polską licencją, to na rynku transferowym zrobiło się ciasno. W tamtym roku była większa szansa, gdyby przepis o zawodniku U24 nie został zmodyfikowany (Polak do lat 24 był liczony do limitu krajowych zawodników - dop. red.). Teraz paru dobrych zawodników kończy wiek U24 i przechodzi już do grona "etatowych" seniorów. Robi się tak ciasno, że nie mam wątpliwości - zostanę w I lidze. Moja forma też nie jest na tyle dobra, żeby szarpać się z najlepszymi. Muszę się odpowiednio odbudować, aby to było możliwe. Decyzja o powrocie musi być mądra, przemyślana i muszę czuć się pewnie, gdyby taka oferta się pojawiła.Z pana słów wynika, że wyklucza pan możliwość powrotu do Grupa Azoty Unii Tarnów. Ostatnio pojawiły się pogłoski o zainteresowaniu macierzystego klubu.- Na pewno nie ma i nie będzie tematu II ligi. Dopóki moje wyniki są odpowiednie, to chcę walczyć w I lidze. Muszę przyznać, że czekanie na końcowe rozstrzygnięcia w niższej klasie rozgrywkowej jest dużym dyskomfortem. Regulamin pozwala nam szybciej podejmować decyzje, możemy nawet podpisywać oficjalne dokumenty. Kluby nie chcą czekać, nie możemy przeciągać rozmów w nieskończoność. Szybko trzeba się na coś decydować, ja to rozumiem. Rynek jest wąski. Na razie Unia walczy o play-offy, a gdzie tam do końcowych rozstrzygnięć. Trzymam za nią kciuki i nigdy nie mówię "nigdy".