Początek sezonu w wykonaniu Nickiego Pedersena był niczym scenariusz filmowy. Duńczyk wrócił po kontuzji, która miała zakończyć jego karierę, a już w pierwszym meczu nie oglądał pleców rywala, zdobywając 18 punktów. Im dalej w las, tym gorzej. Nicki Pedersen miał kolejne kłopoty zdrowotne, spowodowane szybką utratą masy ciała i zmęczeniem organizmu. Następnie przyszły kłopoty sprzętowe, przez które choćby podczas meczu w Lesznie Duńczyk zanotował trzy udawane defekty. Przez takie zachowanie m.in. Jaimon Lidsey stracił punkt bonusowy i tym samym kilka tysięcy złotych. - To dość kiepskie kiedy nie dostajesz pieniędzy za punkt bonusowy. Przyjeżdżasz na trzecim miejscu za kolegą, a zawodnik za tobą nie dojeżdża do mety. Ekstraliga jest trudna i strata punktu w ten sposób nie jest fajna - mówił w serialu "Nicki Pedersen. Ostatni Gladiator" Jaimon Lidsey - To był brak szacunku do kolegów z toru. To słabe - podkreślał z kolei Robert Kościecha, trener GKM-u. - To nie było w porządku, ale to rozumiem. Był wściekły, zły - komentował ówczesny menedżer drużyny, Janusz Ślączka. Mistrza świata nie obchodzą koledzy z toru Pedersen pokazał, jak bardzo w poważaniu ma kolegów z toru, rzucając wiązankę przekleństw w ich stronę. - Byłem sfrustrowany, więc nie myślałem o tym kto jest przede mną albo za mną, kto może zdobyć bonusa. Nie obchodzi mnie to, mam na to wyje**ne. Myślałem o sobie, chciałem wykonać swoją pracę, a jeśli nie mogę jej wykonać, jak mam myśleć o czyimś bonusie? W ogóle mnie to nie obchodzi i nie powinno obchodzić. Gdybym mógł skończyć wyścig, chętnie bym to zrobił, ale jeśli miałem problem z silnikiem to odpuściłem. Proste - wyznał Nicki Pedersen.