- Mam na imię Patryk. Nazwisko? Zawodnicy znają i to wystarczy. Nie chcę, żeby w mediach było, bo jednostka się dowie i będą kłopoty. Zaczną się podchwytliwe pytania, a oni potrafią być gorsi niż najbardziej dociekliwi dziennikarze. Przyjmijmy więc, że jestem Patryk K. - mówi nasz rozmówca. CV, 500 pytań od psychologa i selekcja w Bieszczadach Kiedy okazało się, że młodzi zawodnicy ROW-u Rybnik szykują się do sezonu pod okiem przyszłego komandosa, to w wielu ośrodkach Polski cmokano z zachwytu. - Jestem w trakcie weryfikacji - mówi nam Patryk i opowiada o rzeczach, których normalnie w mediach przeczytać nie można. - Ludzie z jednostki dementują, albo usuwają, jak coś się ukazuje. Tak było, jak pisano, że przyszłym komandosom wiążą ręce i nogi. Tak jednak jest. Tyle że to nic złego. Im bardziej nas przeczołgają i prześwietlą, tym lepiej. Do specjalnej jednostki powinni trafiać najlepsi. A przyszli kandydaci nie powinni wiedzieć, na czym polegają testy, żeby nie mogli się przygotować - przekonuje nas Patryk. Trener przygotowania fizycznego ROW-u już praktycznie jest jedną nogą w jednostce GROM-u. Zrobił bardzo wiele, by przejść weryfikację. Został mu jeden test. - Na początku wysyła się CV i list motywacyjny. Jak to zaakceptują, to dostaje się zaproszenie na jeden dzień testów fizycznych. Tam jest basen, bieżnia, sala i sparingi bokserskie, czy kickbokserskie. Potem jest weryfikacja psychologa. To jest właściwie test złożony z 500 pytań na inteligencję, percepcję i spostrzegawczość. Na tych testach wiele osób odpada, niektóre przyjeżdżają na dodatkową serię pytań. Druga strona sprawdza, czy kandydat był szczery, czy nie kłamał. To jednak nie koniec. Patryk mówi, że potem jest selekcja w Bieszczadach. 5-6 dni, gdzie śpi się od półtorej do dwóch i pół godziny na dobę. Większość czasu to wędrówka z ważącym kilkanaście kilo plecakiem. - To jest mocny, fizyczny sprawdzian z podbiegami, gdzie sprawdza się naszą wytrzymałość i wyłuskuje osoby o zdolnościach przywódczych. Spaliśmy w takich miejscach, gdzie był mocny spadek i nie pomagał plecak pod nogami, bo karimata wciąż się osuwała. Bardzo szybko wychodzi, kto, jaką ma psychikę. Pierwszy uczestnik odpadł po 40 minutach. W tym czasie zdążyliśmy się rozebrać do bokserek, bo chciano sprawdzić, czy nie ukrywamy jakichś izotoników lub innych pomocy pod ubraniem. Przy szybkim marszu pod górę, gdzie po jakimś czasie ostatni musiał biec, żeby minąć tego pierwszego, jeden z chłopaków się poddał. Człowiek zwany koniem. Śmierci się nie boi Patryk jest o krok od tego, żeby dostać się do GROM-u. Na swojej selekcji odpadł na zadaniu z mapą wojskową. - Za mało poćwiczyłem, a jako cywil nie miałem doświadczenia z mapą i nie znalazłem punktu. Zaprosili mnie jednak na marzec z pominięciem wcześniejszych testów. Psychicznie i fizycznie jestem gotowy. Dowódcy nazywali mnie zresztą koniem, bo mimo wysiłku nie widzieli na mojej twarzy grymasu. Szczerze? To ja dziwiłem się, jak ktoś mówił, że ta selekcja fizyczna, to coś strasznego. Mnie to nie bolało Komandosem chce zostać, bo to jego marzenie z dzieciństwa. Tata w domu opowiadał, że ci z GROM-u robią fantastyczne rzeczy, że są wspaniali i to mu zostało w głowie. Kiedy zaczęło się życie, studia, praca, to zapomniał o dziecięcym marzeniu. Po półtora roku zrezygnował z pierwszej pracy, z drugiej też nie czuł satysfakcji. Stwierdził, że jego miejsce jest między komandosami. Tam można życie stracić, mówimy Patrykowi. - I ja się tego boję, bo tylko człowiek głupi się nie boi - odpowiada. - Ryzyko śmierci mnie jednak nie odstrasza. Raczej buduje respekt do zawodu. Specjalsi mówią: my nie jedziemy ginąć, my jedziemy ratować ludzi. Zresztą ja nie chcę ciepłego stołeczka, na którym dożyję do emerytury. Chcę fachu, z którego będę zadowolony. Do emerytury chciałby oczywiście dożyć. I znów powołuje się na to, co mówią specjalsi. - Tam się nie idzie ginąć, ale wygrywać. Zresztą taka jednostka jest dużo bezpieczniejsza niż wojsko, bo tam nie każdy może być, bo tam idą ludzie specjalnie wyselekcjonowani i wyszkoleni. Tam nie ma pomyłek. Nie to, co w wojsku. Siostra wie, jak to w MON-ie wygląda. Żołnierz ma na rok mniej amunicji, niż specjals na jednej wizycie na strzelnicy. A na tej strzelnicy pani psycholog kiedyś powiedziała, że ze specjalsami nie ma problemów. Z normalnymi tak, bo wielu z nich poszło do armii, żeby zarobić, a to co tam zobaczyli, poprzestawiało im w głowie. Patryk chce być komandosem, choć na świecie nie brak niebezpieczeństw (jedno jest blisko nas, bo rosyjskie wojska stoją przy granicy z Ukrainą) i podpisuje się pod tezą, że III wojna światowa jest nieunikniona. - Jest taka fajna książka Piotra Zychowicza o tym. A Putin i Rosja? No cóż, czy my sami nie zazdrościmy czasem Rosji takiego twardego przywódcy. Pomijam krzywdzenie innych narodów, ale byłem w Moskwie i klasa średnia ma się tam dobrze. Nie wiem, czy z tego konfliktu z Ukrainą będzie wojna. Zgadzam się jednak z naukowcem, który powiedział, że nie wie, co będzie bronią w trzeciej wojnie, ale czwarta będzie na pewno na maczugi. Młodym mówi, że Golloba nie trzeba było zachęcać do pracy Jeśli chodzi o treningi z żużlowcami ROW-u Rybnik, to w tej chwili pracuje głównie z nastolatkami. Nie daje im szkoły życia. Mówi, że on sam jest 24 lata w sporcie i wie, co czuł, jako mały chłopak i kiedy pojawia się ten grymas bólu, przy którym należy powiedzieć: stop. Chce w nich zaszczepić bakcyla do zdrowego stylu życia. Opowiada, że Golloba i Holty nikt nie zmuszał do ciężkiej pracy na treningach, bo oni sami wiedzieli, co muszą robić, żeby zostać mistrzami. - Oni mają papiery na sportowców i fajnie, bo w żużlu są dobre pieniądze. A ja chcę ich przygotować, nauczyć pewności siebie, ale i pokory. To chcę w nich zaszczepić. Żeby potem nie spanikowali, jak zobaczą duże motory, żeby podeszli do tego, jak prawdziwi faceci. Świadomość jest najważniejsza. Pamiętam, że na początku mojej selekcji w komandosach ktoś powiedział, że jego najbardziej boli to, że instruktor chodzi z kijkiem, a on musi biegać z ciężkim plecakiem. Pomyślałem sobie: chłopie, co ty wiesz. Instruktor swoje przeszedł, a teraz chce nas nauczyć i pomóc nam przejść to samo - kończy Patryk.