Dzikie karty na GP 2024 dostali: Kai Huckenbeck, Andrzej Lebiediew, Daniel Bewley, Tai Woffinden i Dominik Kubera. Zaproszenia nie otrzymali ci, którzy byli faworytami wielu osób, czyli Maciej Janowski, Anders Thomsen, Patryk Dudek czy Rasmus Jensen. Dla dużej części obserwatorów przyszłoroczna obsada GP będzie najsłabsza odkąd cykl istnieje, a złoto Bartoszowi Zmarzlikowi można przypisać już teraz. Pozostaje pytanie "kiedy", a nie "czy". Faktycznie, na ten moment polski mistrz nie ma sensownego rywala w stawce. Wygrywa bez większych problemów. Jako że w GP zabraknie kilku dużych, kojarzonych z tym cyklem nazwisk, to zawodnikom takim jak Janowski czy Thomsen właśnie, zwolnią się niektóre soboty. Co to oznacza? Idealną okazję na stworzenie rywalizacji dużo ciekawszej niż w mistrzostwach świata. Do tej pory Tauron SEC był cyklem z obsadą nieco gorszą niż GP, często jeździli tam zawodnicy bardziej aspirujący do walki o tytuł mistrza świata niż już realnie mogący ją podjąć. Teraz może się to zmienić. Gwiazdy wejdą same lub dostaną dziką kartę? Pozostaje pytanie przede wszystkim o to, czy np. Janowski będzie chciał podjąć się walki w Tauron SEC czy może zrobi sobie przerwę od rywalizacji indywidualnej. Jeśli jednak weźmie udział w eliminacjach, ma sporą szansę dostać się do mistrzostw Europy w sposób bezpośredni. Pamiętajmy, że zdobywca tytułu automatycznie dostaje też miejsce w GP na kolejny rok. Na dzikie karty od Discovery nie ma co liczyć, co najlepiej pokazały ostatnie tygodnie. Zaproszono tych, których raczej mało kto się spodziewał. Gdyby zaś odrzuconym przez Discovery nie udało się awansować do Tauron SEC, można ich zaprosić poprzez przyznanie stałych dzikich kart, które będą oficjalnie wręczane wiosną przyszłego roku, po eliminacjach. Często wzorem cyklu GP dostawali je ci, którzy byli blisko awansu, ale ostatecznie zajęli miejsca tuż za tymi premiowanymi. Teraz jednak można by zrobić wyjątek, bo szansa na znacznie ciekawszy Tauron SEC niż cykl GP przydarza się właściwie po raz pierwszy.