- Tomek, a wiesz czemu, przywiozłem ten kevlar? Bo w nim zdobyłem tytuł indywidualnego mistrza Polski. W końcu wygrałem z Tobą kuxxa - śmiał się Protasiewicz w wyjątkowym odcinku "Czarnego charakteru", kiedy gościł razem z Gollobem. Panowie opowiedzieli o rywalizacji, która była bardzo barwna. Nie brakowało w niej zatargów czy konfliktów. Przeszli razem drogę od nienawiści do miłości. Długo się nie lubili. W pełni pojednali się dopiero po wypadku Golloba na torze motocrossowym w Chełmnie. Protasiewicz odwiedził wtedy Golloba w szpitalu. Był to niepodrabialny duet. Obaj - po zakończeniu karier (Gollob w 2017 roku, a Protasiewicz w 2022) - stwierdzili, że nie mogą żyć bez żużla i pełnią role dyrektorów sportowych w klubach, w których się wychowali. Gollob w Abramczyk Polonii, a Protasiewicz w Enea Falubazie. Występują również jako eksperci telewizyjni, gdzie dzielą się swoimi opiniami z dziennikarzami oraz kibicami. Historia Golloba i Protasiewicza Środowisko żużlowe jest bardzo małe. Tak samo było w latach dziewięćdziesiątych. Znali się wszyscy, nawet jeśli jeździli w innych klubach. Gollob i Protasiewicz nigdy się nie lubili. Ten drugi jazdę oczywiście w lidze rozpoczął w Zielonej Górze, by po trzech latach przenieść się na dwa sezony do Wrocławia. Na Dolnym Śląsku jego kariera się rozwinęła tak, że każdy musiał się z nim liczyć (został mistrzem świata juniorów). Nawet Gollob. Rywalizacja ich napędzała, jeden chciał być lepszy od drugiego. Drogi tych dwóch legendarnych zawodników połączyły się najbardziej w 1997 roku, bo wtedy Protasiewicz dołączył do Polonii Bydgoszcz. Polonia była zainteresowana Protasiewiczem już wcześniej, ale wtedy wybrał on występy we Wrocławiu, co miało się nie spodobać Władysławowi Gollobowi. Ojciec Tomasza i Jacka nie lubił obecnego dyrektora sportowego Falubazu do tego stopnia, że pisał nawet felietony na jego temat w "Przeglądzie Sportowym". Miały one oczywiście na celu zaczepienie rywala synów. Rywalizacja była tak zacięta, że po każdym meczu zawodnicy z mechanikami porównywali średnie i zdobyte w trakcie spotkania punkty. Żaden z nich nie mógł sobie pozwolić na słabszy występ. Ambicja im na to nie pozwalała. Cała Bydgoszcz o tym wiedziała Nawet ludzie na trybunach stadionu przy ulicy Sportowej 2 wiedzieli, że Gollob i Protasiewicz są na wojennej ścieżce. Jako liderzy Polonii musieli jednak jeździć w piętnastym wyścigu. Wypracowali wtedy pewien kompromis. Mieli niepisaną zasadę, że naprzemiennie wybierają pole startowe. Podczas jednego ze spotkań z zespołem w Zielonej Góry była kolej Protasiewicza, ale Gollob powiedział "nie". Doszło również do kłótni między rodzinami. Natomiast w meczu z Wybrzeżem, kiedy prowadzili 5:1, wychowanek Falubazu przeszkodził Gollobowi. Po biegu miał... do niego pretensje. Dopiero po obejrzeniu powtórek zauważył, że opowiada bzdury i Gollob jest niewinny. Łączy ich nie tylko ambicja, ale również wielki profesjonalizm. Wszystko u nich musiało grać jak w szwajcarskim zegarku, nie zmienili się nawet pod koniec swoich karier. Nic dziwnego, że po latach były prezes Falubazu - Robert Dowhan stawał na głowie, by przekonać Protasiewicza do powrotu. A nie była to taka prosta sprawa. Bydgoszcz i Wrocław. 1999 rok O rywalizacji Golloba z Protasiewiczem można napisać książkę, ale najbardziej w pamięci kibiców zapadł 1999 rok, kiedy spotkali się w biegu o złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Polski w Bydgoszczy oraz w turnieju o Złoty Kask we Wrocławiu. 20 sierpnia na stadionie Polonii uzbierali po 14 punktów i dlatego zwycięzcę musiał wyłonić wyścig dodatkowy. Protasiewicz przewrócił się i sędzia postanowił wykluczyć Golloba, co oznaczało triumf zielonogórzanina startującego w tamtym czasie z bydgoszczaninem w... Polonii. Gollob nie dowierzał, podjechał nawet pod wieżyczkę sędziowską. Na nic mu to się jednak zdało, gdyż złoto zawisło na szyi jego rywala/kolegi z drużyny. Niespełna miesiąc później doszło do dramatycznego wypadku w rywalizacji o Złoty Kask. Już w pierwszej serii na pierwszym łuku zabrakło miejsca dla zawodników. Gollob przeleciał przez bandę i uderzył w metalowy słupek. Przez kontuzję nie był w stanie obronić zajmowanej przed ostatnią rundą w Vojens pozycji lidera Grand Prix i mistrzostwo świata zdobył wybitny Szwed Tony Rickardsson. Plany o tytule Polak był zmuszony odłożyć na później (trwało to aż do 2010 roku). Protasiewicz z kolei złamał obojczyk. Kiedy karetka do niego podjechała, to powiedział lekarzom, żeby zajęli się Gollobem. - Kiedy się ocknąłem, rozglądałem się, po czym stwierdziłem, że tobie chyba bardziej potrzebny jest lekarz. Ja liczyłem na wyjście z sytuacji bez szwanku, ale później wyszło otwarte złamanie obojczyka. Kraksa położyła sezon Polonii, bo byliśmy za mocni, by ktoś nas pokonał - tłumaczył w "Czarnym charakterze". Gollob i Protasiewicz później Protasiewicz odszedł z Bydgoszczy w 2002 roku, Gollob zrobił to samo dwanaście miesięcy później. Wychowanek klubu z Zielonej Góry wrócił jeszcze nad Brdę na dwa lata (sezony 2005 i 2006). Ich drogi się rozeszły, a relacje trochę ociepliły. Nadal jednak długo pozostawały chłodne. Po grudniowej Gali PGE Ekstraligi mistrz świata z 2010 roku pochwalił zielonogórzanina, w którego ręce powędrował "Złoty Szczakiel". - Kibicowałem mu, kiedy skończyłem swoją przygodę z żużlem. Teraz Piotr zakończył karierę. Jest wielkim żużlowcem, spełnionym zawodnikiem i ambasadorem tego sportu. Cieszę się, że odebrał Złotego Szczakiela, bo to spore wyróżnienie. A jemu się absolutnie należało - powiedział Gollob, cytowany przez speedwayekstraliga.pl. Protasiewicz nie osiągnął tak wielkich sukcesów jak Gollob, ale i tak miał kapitalną karierę. Był m.in. trzykrotnym mistrzem świata w drużynie, indywidualnym mistrzem świata juniorów, indywidualnym mistrzem polski czy też ośmiokrotnym drużynowym mistrzem polski. Medali zdobył oczywiście zdecydowanie więcej. Turniej pożegnalny w Zielonej Górze będzie doskonałym zwieńczeniem kariery tego żużlowca.