Mateusz Wróblewski, INTERIA: Wiemy, jak dramatyczne wydarzenia miały miejsce w ostatnim czasie w pana życiu. Czy po tak fantastycznym indywidualnym wyniku w meczu ze Spartą Wrocław pojawił się na pana twarzy choćby delikatny uśmiech? Janusz Kołodziej, Fogo Unia Leszno: - Po zawodach pojawił się uśmiech, bo była taka dramaturgia, że naprawdę cieszymy się ze zwycięstwa w zawodach. Nie wiem, czy było to widać, ale naprawdę się męczyliśmy, robiliśmy wszystko by dobrze szło, ale tradycyjnie mamy mnóstwo pecha. Z czym jest ten pech tym razem związany? - Z deszczem. Nie była to duża ulewa, ale opady dużo pozmieniały w torze. Wszystko było inaczej i się z tym męczyliśmy. To wszystko jest przez to, że mamy taki szpital w drużynie, że masakra. Brakuje słów. Damian Ratajczak pojechał pierwsze zawody po kontuzji, Grzegorz Zengota praktycznie prosto ze szpitala przyjechał na mecz, bo po ostatnim spotkaniu wyszła mu przepuklina i ciągle w szpitalu przebywał, a to nie są łatwe sprawy do wyleczenia. Andrzej Lebiediew jest po kontuzji i mówi, że niby nic go nie boli, ale widzę, jak się męczy. Podobnie jak ja. Wszystko tak się układa, że idzie się załamać. Dlatego wypada się po takim meczu i ostatnim biegu po prostu uśmiechnąć. Żużel. Kontuzjowani zawodnicy Unii ciągną wynik. Zdrowi jadą poniżej krytyki Na pewno zwycięstwo w końcówce musiało dać wam dużą ulgę, jednakże odnosząc się do kontuzji, o których pan wspomina - kibicom z Leszna przykro patrzy się na to, że zawodnicy wracający po kontuzjach ciągną wynik zespołu i jadą na dobrym poziomie, natomiast zawodzą ci w teorii zdrowi. - To jest tak... ci, którzy jadą po kontuzjach wiedzą, po co to robią. Mają trudniej, ale im wychodzi. Zdrowi... na pewno bardzo chcą, ale wiem, że czasem jest taka beznadzieja, że ręce opadają. Czasami jak masz dołek w sezonie to tak jest. W tym momencie im nie idzie. Bez wątpienia każdemu w Lesznie zależy na wyniku i utrzymaniu w lidze, ale czy Unia nie jest w tym momencie po prostu sportowo słaba? Zawodnicy tłumaczą się kontuzjami, prezes słabymi silnikami od tunerów, za które płaci duże pieniądze, jeszcze inni tłumaczą się słabymi startami. A może chodzi o zwykłą, sportową słabość... - Tak, ale to jest spowodowane kontuzjami. Gdybym startował w swoim normalnym stanie, lepiej by to wyglądało. Dobrze, że wygrywałem starty, bo męczyłem się jazdą na trasie. Nie zrobiłbym punktów, gdybym nie wygrywał wyjść spod taśmy. Żużel. Janusz Kołodziej ma problem z psychiką po kontuzji Pan trenuje na motocyklu czy prym wiedzie rehabilitacja? - Trenuję i staram odblokowywać siebie, głowę i rękę. To idzie strasznie wolno. Ręce opadają. W niedzielę musiał być pan odblokowany, bo wynik indywidualny był świetny, a jazda koncertowa. - Wiedziałem, ze musimy dobrze pojechać. Budowałem się przed zawodami, że będę w swoim żywiole. Już pierwszy wyścig mnie zweryfikował, bo okazało się, że się męczę przez deszcz. W połowie zawodów toromistrz trochę inaczej układał tor i to mi pomogło. Gdyby tor był taki, jak na początku, to nie wiem czy dałbym radę odjechać pięć lub sześć wyścigów. Żużel. Bez Kołodzieja nie ma Unii Leszno. Odpocznie przed meczem ze Stalą? Przed wami trudny wyjazd do Lublina i teren, na którym raczej punktów nie ma się co spodziewać. Czy myślał pan o tym, by opuścić to spotkanie i wyleczyć się na być może kluczowy mecz sezonu ze Stalą Gorzów? - Zobaczymy. Koncentruję się na robocie w danym momencie. Od jutra będę myślał o tej sprawie. Z czego wynika fakt, że pan potrafi wygrywać starty, a cała reszta zespołu nie? To bolączka, która męczy Unię od początku sezonu. - Mi nie pozostaje nic innego, jak tylko wygrać start, bo na dystansie mogę tylko jechać. Nie mogę gonić tak, jakbym chciał. Tym bardziej, że muszę uważać, by się nie przewrócić. Przez to, że chcemy pola startowe zrobić idealnie, one się zmieniają. Bywa tak, że przekroczy się pewną linię. Tak samo można wybrać złe miejsca startowe, złą koleinę i już jest o 180 stopni inaczej. Ja w niedzielę dobrze wybierałem, choć te miejsca były inne, niż zawsze. Zmieniłem taktykę. Przekazałem to kolegom, ale każdy to inaczej odbiera. W zeszłym sezonie kiedy Unii nie szło, pan układał tor. Nie chce pan ponownie więcej czasu temu poświęcić? - Rafał Okoniewski doskonale dopatruje toru. Nasi toromistrzowie też nam dużo pomagają w tym aspekcie. Nie chcemy też przekombinować.