Luke Becker to największa nadzieja amerykańskiego żużla. Zawodnik łódzkiego Orła musi jednak się sprężać, bo w tym roku skończy 25 lat. Debiut w Grand Prix ma już za sobą, a teraz marzy o stałych występach w elicie. Czerpie przykład z 4-krotnego mistrza Kontuzje pod koniec sezonu sprawiły, że Discovery musiało powołać na toruńską rundę Grand Prix kilku rezerwowych. Na nieszczęściu kolegów zyskał chociażby Luke Becker. Amerykanin zdobył tego dnia 4 punkty i został sklasyfikowany na 15. pozycji. Zawodnika wspierał w parku maszyn Greg Hancock. To nie była pierwsza wizyta mistrza w jego teamie. Hancock opiekuje się Beckerem od kilku dobrych lat. Luke swoje pierwsze kroki w polskiej lidze stawiał także pod jego okiem, kiedy wspólnie startowali w Rzeszowie. Wypowiedzi 4-krotnego mistrza świata w mediach również pomagają w promocji młodego zawodnika. Na ten moment jest on największą nadzieją swojego kraju w tej dyscyplinie. Amerykanin wpasowuje się w politykę nowego promotora Poprzedni rok był jednak dla niego bardzo pechowy. U progu sezonu złamał nogę, a później po kilku tygodniach od powrotu uszkodził rękę. Mimo wszystko w zielonogórskich barwach spisał się wzorowo. Z pewnością pozostałby w drużynie na tegoroczne rozgrywki, lecz nie będzie już zawodnikiem do lat 24. Swoją wartość będzie chciał z pewnością udowodnić w Łodzi. Teraz będzie musiał się podwójnie wykazać, aby trafić wkrótce do PGE Ekstraligi. Po drodze liczy pewnie też na stałe zaproszenie do cyklu mistrzostw świata. Na to szanse ma na pewno większe, niż kiedyś, bo nowy promotor stawia przede wszystkim na różnorodność nacji. Z ręką na sercu można stwierdzić, że w Grand Prix nie jeździ najlepsza "piętnastka" na świecie. W tym swojej szansy musi upatrywać Becker. Sam zainteresowany musi się jednak sprężać, bo czas ucieka. Pomimo wieku warto jednak pamiętać, że jego rodak Hancock swoje trzy z czterech tytułów zdobył po "czterdziestce".