Odpowiedź na pytanie o kontrakt nie dotyczyła Motoru Lublin. Chodziło o to, dlaczego Jakub Jamróg został w Zdunek Wybrzeżu Gdańsk, choć miał inne ciekawe oferty. - Były propozycje, ale teraz jest w żużlu taki trend, że skoro jest dobrze, to po co to na siłę zmieniać. To zawsze jest ryzyko - przyznał zawodnik, a potem powiedział o tym, że często gęsto jest tak, że w trakcie negocjacji klub obiecuje złote góry, a potem to wszystko rozmija się z rzeczywistością. Motor Lublin obiecał, że rywalizacji nie będzie, a potem dokupił Hampela W przypadku Motoru nie chodziło o kasę. Bardziej o to, że zawodnik, przychodząc, usłyszał, że nie będzie rywalizował o miejsce w składzie. Potem jednak klub zakontraktował dodatkowo Jarosława Hampela (wcześniej obciął żużlowcom kontrakty, mówiąc, że zmusza do tego koronawirus) i zdobycie miejsca w meczowym składzie okazało się równie trudne, jak wygranie szczęśliwego losu na loterii. - Ostatniego sezonu w Motorze Lublin nie można nazwać jazdą w PGE Ekstralidze - oświadcza wprost Jamróg, a nauczka z tamtego sezonu mocno siedzi mu w głowie, bo kiedy teraz miał propozycje, to wybrał dobrze sobie znane otoczenie i został w Zdunek Wybrzeżu. Jakub Jamróg mówi o długu wobec Zdunek Wybrzeża Jamróg mówi zresztą o długu wdzięczności, jaki ma wobec klubu z Gdańska. Gdy przychodził przed sezonem 2021, to mówiło się, że drużyna będzie walczyła o awans. Nic jednak z tego nie wyszło. - Zostałem, żeby spróbować ponownie. Uznałem, że to będzie lepsze niż ucieczka. Inna sprawa, że za rok walka o awans też nie będzie prosta. A nawet trudniejsza niż przed rokiem. - Teraz sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Jak rok temu mówiło się, że rozbijemy ligę, tak teraz każdy mówi w drugą stronę. Na ustach wszystkich są Polonia i Falubaz. Jednak pierwsza liga jest nieprzewidywalna. Ostatni sezon pokazał, gdzie są faworyci, a gdzie ci, którzy wcale nie byli typowani do pierwszych miejsc - zauważa Jamróg dając sobie i kolegom z zespołu nadzieję na dobry wynik.