- Uświadamiam sobie, że ta chwila nie tak miała wyglądać. Dlatego nie potrafiłem cieszyć się z tego brązu. Przez tę jedną scenę. Przez rozbudzone dzieje. Kamera ustawiona, operator zapala światło, słyszę komendę "akcja" i zaczynam mówić o nadziejach związanych z finałem - napisał Zenon Plech w swojej książce "W cieniu złota". Mariusz Walter wierzył w Zenona Plecha Monolog Plecha dość nieoczekiwanie stał się najważniejszą sceną w tamtym filmie Mariusza Waltera. 20-latka opowiadającego o swoich nadziejach zobaczyliśmy już po finale, który wygrał inny Polak Jerzy Szczakiel. Nic dziwnego, że Plech powtarzający: "Ja marzę o tym, wierzę w siebie. Wierzę w to, że zrobię to, na co wszyscy liczymy", wygląda jaj człowiek zaklinający rzeczywistość. Brąz był dla Plecha porażką, bo marzył i wierzył nie tylko on. Wierzył Walter, który widział w nim mistrza świata i człowieka, który może zatrzymać wielkiego Ivana Maugera. Dlatego właśnie kręcił film o młodziutkim chłopaku z Gorzowa, o Dawidzie, który ma pokonać Goliata z Nowej Zelandii. Nic dziwnego, że Walter pojechał wtedy z kamerą do Chorzowa. To był 1973 rok. Żużel już wtedy cieszył się ogromną popularnością. Na finały mistrzostw świata na Wembley przychodziło 100 tysięcy ludzi. Nie inaczej było wtedy na Stadionie Śląski. Wielki obiekt był wręcz przepełniony, a każdy ryk trybun powodował, że serce podchodziło zawodnikom do gardła. Ten fenomen chciał pokazać Walter. Film Mariusza Waltera wzbudził kontrowersje wśród kibiców Wiadomo jednak, że każdy film musi mieć swojego bohatera. Walter postawił na Plecha, który wtedy stał u progu wielkiej kariery. W pierwszym biegu Plech przegrywa z Maugerem, kolejny wygrywa, w trzecim ogląda plecy Szczakiela, kolejny znów wygrywa. Ma 10 punktów, przed nim ostatni wyścig, który musi wygrać, żeby pojechać w dodatkowym biegu o złoto. Ten sam cel przyświeca Grigorijowi Chłynowskiemu. Na trasie walczą o każdy centymetr, w końcu Rosjanin podcina Polaka, a ten upada. Sędzia przyznaje Plechowi 2 punkty. Wystarczy na brąz. - Siedem lat pracowałem na ten sukces - mówi Szczakiel Walterowi do kamery i choć życie napisało inny scenariusz, to reżyser pozostał przy pierwotnej koncepcji. Pokazał, jak marzenia młodziutkiego zawodnika zderzają się z brutalną rzeczywistością. Właściwie to film powinien się nazywać "Wiraż straconych nadziei", bo Plech bardzo długo prowadził w pamiętnym biegu z Chłynowskim i dopiero atak Rosjanina na wirażu ostatniego okrążenia wszystko zmienił. Walter za swój film dostał nagrodę, Brązowego Lajkonika. To był jeden z ponad 20 filmów wyreżyserowanych przez Waltera. Można też dodać, że był to jeden z tych dokumentów, który wzbudził olbrzymie kontrowersje. Wszystko z powodu koncepcji obsadzenia Plecha w roli głównego bohatera w sytuacji, gdy mistrzem został człowiek z drugiego planu, czyli Szczakiel. Dziś obraz stanowi jednak nie lada gratkę dla fanów. W końcu widzimy od kulis pierwsze, historyczne złoto Polaka w IMŚ. Plech na Stadion Śląski wrócił 6 lat później i zdobył srebro. Mistrzem świata nigdy nie został, to pozostało takim jego niespełnionym marzeniem. Czytaj także: Miliony wyrzucone w błoto. Wielki projekt, wielka klapa?