Nikt inny nie potrafi podkręcać atmosfery tak bardzo jak żużlowcy. Wie coś o tym chociażby Jason Doyle. Jego nazwisko jest w tej chwili odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki po tym, jak pokazał środkowy palec leszczyńskiej publiczności pod koniec starcia Fogo Unii z Cellfast Wilkami. Australijczyk nie zrobił tego przypadkowo. Wcześniej to właśnie fani starali się wytrącić 37-latka z równowagi, rzucając na tor banknoty z podobizną zawodnika. Powód? Złamana obietnica dana wcześniej leszczyńskim działaczom. Były mistrz świata po awansie krośnian do elity nagle zmienił zdanie i przeniósł się do beniaminka z Podkarpacia. Już teraz wiemy, że Jasonowi Doyle’owi grozi kara i niebawem możemy spodziewać się oficjalnego komunikatu ze strony PGE Ekstraligi. Ta sytuacja to jednak nic w porównaniu do innych konfliktów między zawodnikami a kibicami, których w historii dyscypliny nie brakowało. Dziwnym trafem główne role odgrywali w nich z reguły Australijczycy i ich gorący temperament. Wiele do powiedzenia na ten temat ma Jason Crump. Zdobył złoto i… pokazał im tyłek To właśnie legendarny żużlowiec aż dwukrotnie zaszedł za skórę wrocławskim kibicom. Ci mieli do niego ogromny żal o to, że po świetnym sezonie 1999 opuścił stolicę Dolnego Śląska i wrócił do Stali Gorzów, gdzie zarobił o wiele większe pieniądze. Gdy więc 47-latek pojawiał się na Stadionie Olimpijskim, to za każdym razem witały go salwy gwizdów. Czara goryczy przelała się w 2001 roku, kiedy na tym legendarnym obiekcie został zorganizowany finał Drużynowego Pucharu Świata. Niestety był to finał przegrany przez Polaków, którzy nie wykorzystali przewagi własnego toru i nie sięgnęli po upragnione złoto. Jak z nut jeździli wówczas Australijczycy. Widzowie nie mogli utrzymać nerwów na wodzy zwłaszcza w biegach z udziałem Crumpa. Liczba wyzwisk rosła proporcjonalnie wraz z każdym kolejnym wyścigiem, co tylko nakręcało żużlowca będącego wtedy w szczycie formy. Negatywna energia zbierała się w nim od początku zawodów, aż wreszcie dała upust po tym, jak Australijczycy przypieczętowali tytuł. W ramach celebracji główny bohater tego wątku pokazał wściekłej publiczności pośladki, po czym w jego stronę poleciały pojedyncze przedmioty. W powietrzu wisiały też rękoczyny. Wrogość wrocławskich fanów czarnego sportu do Jasona Crumpa nie trwała jednak długo. Nawet nie wiadomo, czy Australijczyk kiedykolwiek trafił na czarną listę prezesa klubu, bo już w 2006 roku znów zdobywał punkty dla miejscowej drużyny i na dzień dobry sięgnął z nią po złoty medal drużynowych mistrzostw Polski. Opuszczał stadion w eskorcie policji Niemiły incydent związany z kibicami Betard Sparty miał również Kacper Woryna. Obecny reprezentant Tauron Włókniarza pewnego razu niezbyt miło potraktował proporczyk wrocławskiego zespołu, za co spotkała go kara od fanów. Ci w lipcu 2020 odwdzięczyli mu się wulgarnym transparentem oraz groźbami. Zaowocowało to tym, że zawodnik musiał opuszczać stadion w eskorcie policji. - Na pewno to wyjaśnimy. Zapytamy organizatora, dlaczego taki transparent się pojawił. A jeśli zajdzie taka potrzeba, to Komisja Orzekająca Ligi wymierzy odpowiednią karę. Mogę jednak dodać od siebie, że moralnie taka postawa jest karygodna i jej nie popieram - grzmiał na łamach WP SportoweFakty prezes najlepszej ligi świata, Wojciech Stępniewski. Co ciekawe, niewiele brakowało, a Kacper Woryna skończyłby podobnie jak Jason Crump, czyli ścigając się w barwach Betard Sparty. Jesienią 2022 w internecie pojawiało się mnóstwo plotek, jakoby Polak miał dołączyć do naszpikowanej gwiazdami drużyny. Ostatecznie wychowanek ROW-u pozostał pod Jasną Górą, z którą postara się w tym roku powalczyć o kolejne ligowe podium z rzędu. Nigdy go nie polubili. Życzyli mu najgorszego Konsekwencje nierozważnego zachowania poniósł również Darcy Ward, czyli zdaniem wielu ekspertów najbardziej utalentowany żużlowiec, który kiedykolwiek jeździł po owalnych torach. Do pewnego momentu jego kariera była usłana różami i sukcesy przychodziły mu z ogromną łatwością. Młody Australijczyk nie zawsze jednak kończył zmagania na pierwszym miejscu. W sezonie 2009 Apator uległ na przykład dość niespodziewanie Falubazowi w wielkim finale PGE Ekstraligi. Niestety tuż po meczu 30-latek wraz z Chrisem Holderem dał się ponieść emocjom i zdeptał szalik rywala. Gdy wydawało się, że wszyscy prędko o tym zapomną, to ta sytuacja wróciła do Warda ze zdwojoną siłą. Los tak bowiem chciał, iż w sezonie 2015 został on żużlowcem... zielonogórskiego klubu. Kibice od początku nie dawali mu spokoju, gwiżdżąc na prezentacji czy tworząc specjalne oprawy. Na nic zdała się nawet skuteczna jazda, która niejednokrotnie ratowała Falubaz z nie lada opresji. Najwierniejsi sympatycy lubuskiego giganta wraz z biegiem czasu nabierali do Australijczyka coraz większego szacunku, aż wreszcie stało się najgorsze i w ostatnim wyścigu sezonu 30-latek zaliczył poważny upadek, po którym do dziś porusza się na wózku inwalidzkim. Osoby będące wtedy na miejscu wspominają o ogromnym koszmarze. Przez moment medycy walczyli nawet o życie żużlowca. Jeden zły ruch mógł zakończyć się tragedią. Niestety nie dało to do myślenia największym przeciwnikom utalentowanego zawodnika. W jego kierunku padały niecenzuralne słowa. - Koniec kariery, ty ku***, koniec kariery - to tylko jedna z wielu skandalicznych przyśpiewek. Sprawę potraktowano zresztą bardzo poważnie, ponieważ szybko wychwycono delikwentów i postawiono ich przed sądem. Wyrok? Kilkutysięczne grzywny. Oby taka kara skutecznie wyeliminowała podobne sytuacje w przyszłości. Żużlowcy to też tylko ludzie i podobnie jak nam wszystkim zdarzają im się większe lub mniejsze błędy. Każdy człowiek zawsze zasługuje na drugą szansę.