Witold Skrzydlewski od kilkunastu lat jest głównym sponsorem żużla w Łodzi, choć paradoksalnie do dnia dzisiejszego nie zna się na tym sporcie. Na życzenie córki został właścicielem Orła i przez prawie dwie dekady wydał na ten klub ponad 20 milionów. Córka Joanna jest wiceprezydentem miasta Łodzi. W przeszłości była także europosłanką. Skrzydlewski śmieje się, że tym razem nie miała nic do powiedzenia. Orzeł otrzymał 915 tysięcy złotych w ramach dotacji. Znów nie zostali wyróżnieni. Skrzydlewski: Nasi rywale dostaną po kilka baniek Na tle takich piłkarskich potęg jak Widzew, czy ŁKS, są to dobre pieniądze. W Łodzi są jeszcze dwa kluby siatkówki kobiet, które występują w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Łódź po prostu żyje sportem. Aby każdy był zadowolony, to trzeba byłoby dopisać jeszcze jedno zero do całego budżetu. - Tak naprawdę klub dostał 270 tysięcy złotych. Fizycznie to my dostaniemy 1/3 tej przyznanej kwoty, bo reszta idzie na wynajem obiektów. Wiele samorządów już nawet w pierwszej lidze przyznaje klubom żużlowym większe dotacje, niż u nas. Niektórzy nasi rywale dostaną po kilka baniek. Ja to wszystko rozumiem, bo w Łodzi mamy dużo dobrych klubów, które potrzebują wsparcia - mówi Witold Skrzydlewski dla Tygodnika Żużlowego. Biznesmen boi się afery. Dostałby więcej kasy, gdyby nie córka Tak jak już wspomnieliśmy. Córka Skrzydlewskiego jest byłą europosłanką, a obecnie zajmuje fotel wiceprezydenta Łodzi. Co niektórzy żartują, że to dzięki niej Orzeł nieźle wypadł w rozdawaniu dotacji na tle innych klubów. Działacz jest innego zdania. Gdyby nie córka, to mógłby liczyć na jeszcze więcej pieniędzy. - To nie córka decydowała, kto ile dostanie pieniędzy. Córka nic nie może kombinować, nie ma takich szans. Wydaje mi się, że gdyby nie była wiceprezydentem Łodzi, to może Orzeł dostałby więcej, niż teraz. A tak jak byśmy dostali więcej, to bylibyśmy na cenzurowanym i zrobiłaby się afera, że pomaga ojcu - tłumaczy. Nie dają im żadnych szans. "Od chowania ja jestem specjalistą" Czysto teoretycznie Orzeł jest skazywany na walkę o utrzymanie razem z InvestHousePlus PSŻ-em Poznań. Wcześniej uważano, że niepewni swojego losu powinni być również działacze z Rzeszowa. Transferem Nickiego Pedersena załatwili jednak temat. Teraz mówi się o nich, jak o czarnych koniach nadchodzących rozgrywek. - Kiedyś mieliśmy w Łodzi na papierze niemal najsilniejszą drużynę w całej lidze i omal z niej nie spadliśmy. Teraz nas wszyscy już chowają, ale chyba zapominają, że od chowania to ja jestem specjalistą - kończy żartobliwie.