Finałowe potyczki Kościecha obserwuje z parku maszyn. Po meczu przegranym przez "Anioły" w Lesznie 41-49 poprosiliśmy go o podzielenie się swoimi spostrzeżeniami i podsumowanie zakończonego już dla niego sezonu. - Jak postępuje leczenie ostatnich urazów? Czy powoli wracasz już do zdrowia? - Ten rok jest już dla mnie zamknięty od sześciu tygodni po ostatniej kontuzji. Nie jest na razie najlepiej, bo jakby tak było, to wystąpiłbym w finale. Za 2-3 tygodnie czekają mnie pierwsze operacje wyciągnięcia blach, które założono po pierwszej i drugiej kontuzji. Te, które pojawiły się po trzeciej, chyba zostaną do końca życia. Tak mi się przynajmniej wydaje, ale jak to dokładnie będzie, to zobaczymy. - Obserwowałeś walkę kolegów z Unibaksu z parkingu. Jak oceniasz widowisko na leszczyńskim stadionie? - Niestety oglądałem ten mecz z parkingu i to jest dla mnie bardzo przykre. Jednakże taki właśnie jest sport. Zdarzają się lata lepsze i gorsze. Należy cieszyć się z tego, że zdarzają się tak wspaniałe widowiska. Zawodnicy jechali fair play, a kibice zgotowali super doping. Oby tak samo było w Toruniu, a myślę, że tak właśnie będzie. - Trybuny wypełnione po brzegi i fantastyczna oprawa. Takich spektakli, jak finał w Lesznie, chcielibyśmy mieć jak najwięcej, prawda? - Cieszę się, że takie widowiska są. Dla tych tysięcy osób na trybunach przecież się właśnie jeździ. Spotkanie było cudowne. Jak ktoś nie był jeszcze na żużlu i teraz miał okazję coś takiego obejrzeć, to zakochał się w speedwayu. - "Anioły" uległy ośmioma punktami. Uważasz, że na własnym obiekcie koledzy zdołają odrobić straty? - To nie jest duży dystans. Na pewno koledzy zrobią wszystko, by sięgnąć po tytuł. W Toruniu zapowiada się równie fantastyczne widowisko. - Jak sam powiedziałeś w najbliższym czasie czeka cię dość długa rehabilitacja. Czy w związku z tym przygotowania do kolejnego sezonu będą opóźnione? - Do końca listopada będę przechodził ciężką rehabilitację, a od pierwszego grudnia przygotowania do nowych rozgrywek. Wtedy będę już myślał o ruszeniu w nowy sezon. - Ten rok trudny jest do podsumowania. Z jednej strony zdarzyły ci się aż trzy kontuzje, ale z drugiej, gdy już mogłeś startować, to prezentowałeś się naprawdę dobrze. - Gdybym cały ten sezon jeździł, to na pewno byłby to bardzo dobry rok dla mnie. Pokazywałem, ze zarówno przed kontuzjami, jak i po nich jeżdżę dobrze. Urazy przeszkodziły mi w tym, ale taki jest sport i nic tu nie zmienimy. Należy się cieszyć, że to tylko ręka i noga i będę mógł jeździć dalej. Dzięki sponsorom i klubowi spokojnie mogę przeprowadzać rehabilitację i nie myśleć o problemach tylko jak najszybszym powrocie do zdrowia. - Unibax przed sezonem borykał się z problemami. W trakcie rozgrywek stał się jednak najskuteczniejszą ekipą, by wygrał rundę zasadniczą. W czy tkwi tajemnica twojego zespołu? - Nie ma gwiazd w drużynie. Są zawodnicy z Torunia, wychowankowie. Kibice przychodzą oglądać swoich zawodników, których mogą spotkać w mieście na co dzień. To robi dobrą atmosferę, bo każdy jedzie dla swojego zespołu. Jeździłem w różnych klubach i nie powiem, by było mi tam źle. Czułem się w nich naprawdę bardzo dobrze i wyciągnąłem wiele wniosków. Wiadomo jednak, że dla swojego zespołu, swojego miasta, swojej drużyny inaczej się jeździ. Rozmawiał: Konrad Chudziński