Kevin Woelbert to doskonały przykład na to, że nigdy, przenigdy nie należy się poddawać. Kariera Niemca jeszcze nie tak dawno znajdowała się na ostrym i wydawało się niekończącym się zakręcie. 32-latek jednak pozbierał się, po drodze pokonał koronawirusa i teraz znów punktuje na takim poziomie do jakiego przyzwyczaił kibiców z całego kraju. "Jak ty to robisz?" - mogą tylko z podziwem pytać go koledzy po fachu i jednocześnie zazdrościć tak wielkiego hartu ducha. Pożar pochłonął prawie milion złotych Wojciech Kulak, Interia: Kilka miesięcy temu cały żużlowy świat wstrzymał oddech, gdy dowiedział się o ogromnym pożarze w twoim warsztacie, gdzie trzymałeś nie tylko sprzęt, ale i wiele innych cennych rzeczy. Jak ten feralny dzień wyglądał z twojej perspektywy? Kevin Woelbert, żużlowiec Texom Stali Rzeszów: - Wieczorem pracowałem w warsztacie i przygotowywałem motocykle. Potem wróciłem do domu na wspólną kolację z rodziną. Wieczór mijał mi normalnie, bo położyłem jeszcze dzieci do spania. Potem jednak zaczął się dramat. Najpierw sąsiad przybiegł pod mój dom, zapukał i powiedział że wszystko płonie. Wyszedłem najszybciej jak tylko się da, ale było już za późno. To działo się tak szybko, że jedynie udało mi się uratować parę drobnych rzeczy. Chociaż lepsze to niż nic. Wiem, że ciężko o tym mówić, ale czy na dziś potrafisz oszacować ile pieniędzy poszło wtedy z dymem? - Na szybko licząc, straciłem nieco ponad 200 tysięcy euro (prawie milion złotych w przeliczeniu na polską walutę). Wszystko trzeba będzie teraz odbudować, łącznie z mieszkaniem dla mechanika oraz salą fitness, która była dla mnie przydatna w przygotowaniach przedsezonowych. Ponadto dochodzą jeszcze inne sprawy, takie jak ogrzewanie i oczywiście sprzęt. Po tym nic nie zostało, spaliły się nawet narzędzia. Na szczęście z pomocą ruszyli wówczas kibice. Poza wyrazami wsparcia otrzymałeś od nich pokaźny zastrzyk gotówki. Co warto zaznaczyć, niezbędnej gotówki do kontynuowania kariery. - Gdy to zobaczyłem, moje oczy niemal od razu zalały się łzami wzruszenia. Jestem im wszystkim dozgonnie wdzięczny. Otrzymałem pomoc niemal od każdego klubu i miasta, gdzie jeździłem w swojej karierze. To naprawdę dało mi pozytywnego kopa w tym trudnym dla mnie czasie i pozwoliło podjąć ważną decyzję o przystąpieniu do sezonu. Jeżeli to czytacie, to jeszcze raz ogromne dziękuję! Pewnie nie zostawili cię również koledzy z toru. Na żużlową społeczność czasem można narzekać, ale w momentach takich jak ten wszyscy pokazujemy, że jesteśmy jedną, wielką rodziną. - Dokładnie! Naprawdę trudno mi w tej chwili kogokolwiek wyróżnić, ponieważ każdy zasługuje na osobne podziękowania. Jeśli chodzi o środowisko stricte żużlowe, to na pewno poza paroma kolegami z toru bardzo wspomógł mnie Ashley Holloway. Poza tym sporą cegiełkę do mojej odbudowy dołożyli dealerzy z całego świata, u których mogłem zaopatrzyć się w niezbędne części, bez których zwyczajnie bym sobie nie poradził. Ostatnie miesiące to była jedna wielka wycieczka przez Polskę, Anglię, Danię i Hiszpanię. Ciężko będzie zapomnieć taką zimę, dlatego cieszę się, że się udało. Co w ogóle stanie się z tym spalonym warsztatem. Planujesz jego odbudowę czy zamierzasz rozejrzeć się za jakimś nowym miejscem? - Tymczasowo przeniosłem swoją bazę do domu mojego taty. Nie dało się po prostu inaczej, widząc zniszczenia jakie dokonał pożar. Zleciłem już jednak architektowi zaplanowanie nowego budynku i niebawem powinna rozpocząć się odbudowa. Mam już prawie wszystkie pozwolenia oraz kupione materiały, więc jestem dobrej myśli. Chyba nie przesadzę, jeśli stwierdzę że za tobą najbardziej pechowa zima w życiu, bo gdy zaczęła normować się sytuacja po pożarze, twój organizm zaatakował koronawirus. Mocno dostałeś w kość czy chociaż tutaj troszkę się poszczęściło i objawy nie były aż tak silne? - Niestety zachorowała cała moja rodzina, przez co po pożarze znów zakłóciły mi się przygotowania do sezonu. Miałem gorączkę, bóle głowy i inne typowe objawy wirusa. Na szczęście to już za mną i ponownie mogę skoncentrować się na ściganiu. Po tych perturbacjach czułeś się w jakimś stopniu gorzej przygotowany do sezonu? A może wręcz przeciwnie, dwa dramaty w myśl przysłowia "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni" dały ci dodatkowego, pozytywnego kopa? - Myślę, że to drugie i w tym sezonie czuję się silniejszy niż zazwyczaj. Niewątpliwie zahartowała mnie ta ciężka sytuacja z zimy. Pomogli też kibice. Gdy zobaczyłem, co oni dla mnie zrobili, to nie mogłem tak po prostu się poddać, popłakać się z bezsilności i ot tak zrezygnować ze sportu. Kevin Woelbert nie powiedział jeszcze ostatniego słowa Jak w tym roku wygląda twoje zaplecze sprzętowe? Będziesz zaopatrywał się u jednego tunera, czy współpracujesz z kilkoma, tak jak wielu innych zawodników? - W tym momencie posiadam łącznie cztery silniki. W sezonie 2022 zamierzam współpracować z Ashleyem Hollowayem oraz Antonem Nischlerem. Działam już z nimi od wielu, wielu lat, dlatego nie postanowiłem o żadnej wielkiej rewolucji skoro wszystko się sprawdzało. Po udanej przygodzie w Poznaniu dołączyłeś do równie solidnej na papierze Texom Stali. Co spowodowało zmianę klubu i czy miałeś jakieś inne oferty poza tą rzeszowską? - Dostałem w sumie kilka przyzwoitych ofert, jednak ta z Rzeszowa okazała się najbardziej konkretna i szybko doszliśmy do porozumienia. Ludzie w nowym klubie są fantastyczni i bije od nich ogromny profesjonalizm. To była dla mnie bardzo łatwa decyzja i prezentacja zespołu oraz pierwsze spotkania mnie tylko w tym utwierdziły. Po pierwszym domowym meczu chyba można powiedzieć, że trafiłeś w dziesiątkę. Patrząc na twoją jazdę w sobotnim starciu przeciwko PSŻ-owi Poznań można było dojść do wniosku, iż jesteś stworzony do tego obiektu. - I tutaj cię zaskoczę, bo muszę przyznać że moje pierwsze doświadczenia z tym torem nie były wcale najlepsze. To bardzo specyficzny obiekt. Od kilku lat notuję jednak na nim dobre wyniki, a w tym roku z racji tego że to mój domowy tor, zaczynam go nawet lubić. Żużlowcy dzielą się na dwa obozy - tych lubiących podróżować i tych, którzy najchętniej mieszkaliby w sąsiedztwie toru. W związku z tym, że do ojczyzny masz prawie tysiąc kilometrów nie kusiło cię przeniesienie bazy do Polski? - Na razie tego nie planuję. Na spotkania będę dojeżdżał z domu. Odległość tak naprawdę nie robi na mnie większego wrażenia. Życie żużlowca poniekąd na tym polega, że jest się w ciągłej trasie. Poza rozgrywkami w naszym kraju zamierzasz startować jeszcze w jakichś innych ligach? Koronawirus w końcu odpuścił, więc zrobiło się względnie normalnie. Na dobre wraca Dania, powoli gwiazdy znów obierają kierunek brytyjski. Jak jest u ciebie? - Poza ligą polską podpisałem także kontrakt z Esbjerg w Danii oraz z Rospiggarną w Szwecji. Na brak jazdy na pewno nie będę narzekał. Te trzy rozgrywki i parę dodatkowych turniejów powinno mi w zupełności wystarczyć. Wracając na moment do Polski, jaki cele indywidualne stawiasz sobie na ten sezon? Sądzisz, że znalezienie się w gronie pięciu najlepszych zawodników drugiej ligi znów będzie możliwe? - Najniższa klasa rozgrywkowa w waszym kraju z roku na rok robi się coraz lepsza i widać to gołym okiem. Myślę, że TOP 5 ligi jest jak najbardziej w moim zasięgu i chciałbym indywidualnie się na tym skupić. Dodatkowo niemiecki związek najprawdopodobniej odwołał mój start w eliminacjach do indywidualnych mistrzostw Europy, więc tym bardziej będę koncentrował się na dobrym punktowaniu dla rzeszowskiej ekipy. Patrząc na skład Texom Stali, chyba nie interesuje was nic innego jak awans na zaplecze PGE Ekstraligi? - Mam taką nadzieję. Liczę na to, że uda nam się osiągnąć ten cel już w tym sezonie. Początek co prawda nam nie wyszedł, ale odkujemy się. Ja ze swojej strony robię wszystko, żeby za kilka miesięcy po ostatnim meczu było co świętować.