Torunianie dokonali zimą transferów, które miały dać im realne szanse na złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Nawet po stracie Emila Sajfutdinowa, który razem z innymi Rosjanami został objęty sankcjami nałożonymi przez FIM i PZM, wydawało się, że Apator wciąż jest jednym z faworytów do zwycięstwa w PGE Ekstralidze. W pierwszej kolejce, w meczu z broniącą tytułu Betard Spartą Wrocław, torunianie zostali jednak brutalnie zweryfikowani. Przegrali na Stadionie Olimpijskim 31:59, a w pomeczowych wypowiedziach przedstawiciele Apatora mogli tylko rozkładać bezradnie ręce. - Nie było tak, że ktoś nie pojechał - nikt nie pojechał, czego byśmy nie zrobili. Nawet zmian taktycznych nie było sensu robić, bo nie było kogo wstawić - mówił Krzysztof Gałandziuk, menadżer toruńskiej drużyny. - Każda drużyna ma w sezonie taki mecz, że nic nie idzie. My mieliśmy ten mecz dzisiaj i mam nadzieję, że to są złe miłego początki - dodawał Gałandziuk. Wskazówki Gałandziuka nie pomogły Apatorowi Menadżer Apatora rozpoczął pracę w toruńskim klubie tej zimy. Wcześniej był zatrudniony w... Betard Sparcie Wrocław. Jak się jednak okazało, wskazówki wieloletniego współpracownika Sparty na niewiele się zdały. - Można było dzisiaj magiczną różdżkę wyciągnąć. Przy takiej dyspozycji, to nic, po prostu nic nie szło. Rozmawialiśmy bardzo dużo i na obchodzie toru, i wcześniej, jak tu należy jeździć, ale co z tego, jak nie było prędkości, nie było startu, nie było niczego dzisiaj - mówił menadżer toruńskiego Apatora po meczu. Członkowi sztabu szkoleniowego drużyny z Torunia trudno było wskazać powody tak słabej dyspozycji drużyny w inauguracyjnym spotkaniu. - Po prostu trafił się taki dzień i nikomu nic nie szło, bo nawet Patryk, który się męczył nieprawdopodobnie, czy Lambert, który - punktowo - był najlepszy, też się męczył. Po prostu czego byśmy dzisiaj nie zrobili, wszystko jak krew w piach, po prostu taki dzień. Jeśli to miał być ten jedyny dzień w sezonie, gdzie nic nie szło, no to może miało to być dzisiaj i miejmy nadzieję, że to było pierwszy i jedyny taki dzień - zakończył z nadzieją Krzysztof Gałandziuk, menadżer Apatora Toruń.