Utytułowany klub w ciągłym strachu. Na pogrzeb są gotowi co rok
Niebywałą historię w ostatnich paru latach przeżywa żużlowa Unia Tarnów. Ten utytułowany klub znów uciekł spod topora i obronił się przed upadkiem. Kibice z tego miasta muszą mieć stalowe nerwy. W ostatnich latach problemy nękają Unię i niejednokrotnie już wydawało się, że w klubie będą gasić przysłowiowe światło. Takiego rollercoasteru nie ma nigdzie indziej.
Unia Tarnów do ostatnich dni października walczyła o to, aby spłacić zadłużenie względem zawodników i przystąpić do procesu licencyjnego. Dzięki staraniom miejscowych działaczy udało się 31 października wypuścić wszystkie niezbędne przelewy. W tym momencie wydaje się formalnością przyznanie licencji klubowi na starty w 2. Metalkas Ekstralidze. Przeszkodą nie powinien być stadion, bo wykonania niezbędnych modernizacji ma podjąć się miasto.
Kibice już chcieli palić znicze. Nie wierzyli w przetrwanie
W ostatnich dniach i tygodniach sytuacja w Tarnowie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw w eter poszła informacja, że Unia spłaciła długi i nie powinno być problemów z licencją. Szybko okazało się jednak, że doszło do renegocjacji kontraktów z zawodnikami, a takie praktyki są wbrew regulaminowi. Unii zostało więc kilkanaście dni na to, aby poszukać dodatkowej kasy na spłatę pełnego zadłużenia. W kuluarach mówiło się o kwocie 1,7 miliona złotych.
Ostatecznie działacze stanęli na wysokości zadania. Kibice mogli odetchnąć z ulgą, choć wielu z nich nie wierzyło już w powodzenie tej misji. Inna sprawa, że to już nie pierwsza tego typu sytuacja w Tarnowie. Na wiosnę tego roku wydawało się, że po wycofaniu się ze sponsoringu Grupy Azoty klub nie przetrwa. Ostatecznie dzięki determinacji prezesa Kamila Górala udało się namówić do współpracy Województwo Małopolskie, które przekazało niezbędną do startu w lidze kasę. Kroplówka została podana.
Unia walczy z demonami przeszłości
Trudna i niepewna sytuacja w Tarnowie trwa już od wielu lat. W zasadzie ostatnim rokiem prosperity, gdzie klub mógł pochwalić się najwyższym budżetem w całej lidze był sezon 2012, kiedy drużyna pod wodzą trenera Marka Cieślaka zdobywała Drużynowe Mistrzostwo Polski. Później siłą rozpędu były kolejne medale (brązowe kolejno w latach 2013, 2014 i 2015), ale już wtedy coraz częściej pojawiały się informacje o problemach finansowych.
Tarnowski klub żył na garnuszku Grupy Azoty licząc, że gigant państwowy rzuci kasę w myśl zasady "jakoś to będzie". Tyle tylko, że klub i sportowo i finansowo radził sobie z czasem coraz gorzej. Przyszedł nieunikniony spadek na zaplecze PGE Ekstraligi. Niedługo później na najniższy szczebel ligowy, a długi z roku na rok ciągnęły się za Unią. "Pudrować" trupa udawało się dopóki była gwarancja, że Grupa Azoty rzuci kasę. Czasem większą, czasem mniejszą, ale wystarczało na tyle, aby prześlizgiwać się przez proces licencyjny.
Do przerwania przysłowiowej pępowiny doszło w tym roku, a Unia walczy obecnie o odbudowę zszarganego wizerunku i zaufania, wyprostowanie klubowej kasy oraz zbudowanie stabilizacji finansowej na rozsądnych fundamentach. To zadanie, które stoi przed prezesem Góralem. Na razie po mimo wielu trudności radzi sobie całkiem nieźle. Udało mu się najpierw wystartować w lidze, a potem spłacić długi. Przed nim budowa składu na rozgrywki 2. Metalkas Ekstraligi i z pewnością trudna walka o utrzymanie.