Sebastian Zwiewka, Interia: Czy pana zdaniem wygrana w Grudziądzu uratowała Fogo Unii skórę? Gdyby leszczynianie tam przegrali, to spadliby do 1. Ligi Żużlowej?Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno: Bez tego zwycięstwa bardzo ciężko byłoby się utrzymać. Ten mecz miał wielkie znaczenie. Jeżeli 7 lipca Unia wygra z GKM-em na własnym torze, to wtedy będzie miała 9 punktów. A ta granica jest nie do osiągnięcia - zarówno dla grudziądzan, jak i dla drużyny z Krosna. W pozostałych meczach nie widzi pan szans na wygraną Unii?- Teraz naprawdę nie ma z kim wygrać. Mamy u siebie jeszcze mecze ze Stalą, Motorem i Spartą. Wynik z Gorzowa nie napawa optymizmem (33:57 dla Stali - dop. red.). Do tego kontuzja Zengoty, czyli zawodnika numer dwa w zespole. Uważam, że to Stal będzie bezwzględnym faworytem. Oczywiście, dopóki mecz się nie skończył, nie należy się poddawać. Ale nie można też żyć złudzeniami. Co ma zrobić prezes, skoro w drużynie jest taki szpital? Holdera i Parnickiego zastąpił Miedzińskim, a teraz kontuzja Zengoty...- Wie pan, że ja miałem kiedyś taki sezon? Korolew musiał wyjechać do meczu z diagnozą wstępną złamania ręki. Może pan coś więcej o tym opowiedzieć?- Była taka sytuacja, że Unia jechała mecz w Ostrowie Wielkopolskim i tam Korolew zaliczył upadek. Wstępna diagnoza lekarzy brzmiała: złamana ręka. Żeby mecz mógł się rozpocząć, to trzeba było mieć sześciu zawodników. Gdyby Korolew nie mógł wyjechać, byłoby nas tylko pięciu. Nie moglibyśmy rozpocząć spotkania. Później zawiozłem go do szpitala w Głogowie, gdzie byli fachowcy z dużym doświadczeniem, jeśli chodzi o urazy. Wtedy ordynator obejrzał zdjęcie i zapytał Korolewa, czy on kiedyś nie miał w tym samym miejscu złamania. Zawodnik odpowiedział, że tak. No to ordynator powiedział, że to jest pomyłka i jego zdaniem ma wybitą dłoń, zamiast złamania. Jeszcze go zapytał, czy ma naprawić mu rękę ze znieczuleniem. Oczywiście chciał bez. Jak lekarz go złapał, to Korolew zemdlał. Co było dalej?- Ręka była osłabiona. Umówiliśmy się z ordynatorem, że przyjedzie na mecz do Leszna i poda Korolewowi jakieś tabletki przeciwbólowe. Zawodnik dostał ode mnie zadanie, że ma wyjść na prezentację, wyjechać na tor i zrobić taśmę. Tylko to. A on wystartował i w dodatku zdobył dwa punkty. Później powiedział, że się świetnie czuje. Pojechał w następnym wyścigu, dojechał do mety ostatni. Na trzeci nie starczyło już mu sił, bo ból był zbyt duży. Już w przeszłości w Lesznie był szpital. Kiedyś na sztukę z Piły ściągaliśmy Andy'ego Smitha. Czyli o przyszłości Unii zadecyduje mecz z zespołem z Grudziądza?- W tej chwili nie trzeba popadać w żadną panikę, tylko spokojnie przygotowywać się do meczu z GKM-em w Lesznie. Nie ma takiej możliwości, żeby tamte dwie drużyny zdobyły 9 punktów. Załóżmy, że do 7 lipca powinien wrócić Zengota. Sześć tygodni to takie wielkie minimum w przypadku urazu obojczyka. Holder ma kontuzję kręgosłupa. Gdyby miał wrócić tak wcześnie, to nie kontraktowano by Miedzińskiego.Miedziński w Gorzowie jechał bardzo asekuracyjnie. - On musi się tylko wjechać. Jak znam życie, to trener Baron powiedział do niego "Jedź spokojnie, jesteś nam potrzebny w Lesznie. Tam mamy wygrywać". Dla mnie ściągnięcie Miedzińskiego oznacza, że pauza Holdera będzie dłuższa, niż początkowo oczekiwano. Do 7 lipca pozostało sporo czasu. Ten okres poświęciłbym na przygotowania do tej decydującej rozgrywki. Występ Zengoty stoi pod znakiem zapytania, więc może być ciepło. Dla GKM-u może to być mecz o wszystko, natomiast Unii wystarczy wygrana nawet jednym punktem.Mówimy tutaj o kontuzjach Holdera i Zengoty, ale... raczej w Lesznie więcej oczekuje się od Smektały i Lidseya. Teraz oni powinni wziąć na swoje barki ciężar zdobywania punktów.- Wydaje mi się, że dla Lidseya może to być ostatni sezon w Lesznie, jeśli się nie przełamie. To solidny zawodnik na 5-6 punktów. Potrafi z każdym wygrać, ale potrafi też z każdym przegrać. Tylko kogo w zamian? Miedzińskiego, Miesiąca? Z jednej strony oszczędność, lecz jeszcze nie jest wiadomo, gdzie Unia pojedzie w przyszłym sezonie. W PGE Ekstralidze mamy dwie prędkości. Cztery drużyny są poza zasięgiem, a reszta jest o klasę słabsza. Końcówka będzie pasjonująca.Unia z tej czołówki wypadła.- Są jakieś problemy. Spójrzmy na ostatnie lata. Odszedł Nicki Pedersen, odszedł Jarek Hampel, tak samo Jason Doyle oraz Emil Sajfutdinow. Z liderów został tylko Janusz Kołodziej. Na pewno nie jest tani, ale jeśli Unia ma się liczyć, to potrzebuje co najmniej trzech takich zawodników. To są wydatki. Jak kontraktuje się jednego, wtedy pieniądze wyrzuca się w błoto. Sam nic nie zrobi. Mam nadzieję, że opatrzność ochroni Unię. Trzeba się tylko cieszyć, że te nieszczęścia przytrafiają się teraz, a nie chwilę przed meczem z GKM-em. Wtedy nie byłoby już pola manewru i nadziei, że kontuzjowani zawodnicy wyzdrowieją.Co pan by zrobił, gdyby teraz był pan prezesem Unii?- Nie mam pojęcia. Trzeciego juniora nie wystawiają, bo wiedzą, że oni nie zdobędą punktów. Gdybym ja był prezesem to, być może Pludra i Sadurski do tej pory jeździliby w Lesznie, być może wciąż jeździłby Kubera. Jak popatrzy pan na moją politykę kadrową, to ona właśnie taka była.Tylko w tych czasach trudniej zatrzymać wychowanków. Zawodnicy teraz idą za lepszymi pieniędzmi.- Ale pieniądze zawsze odgrywały rolę. Jak ma się swoich zawodników, to presja jest wywierana nie tylko ze strony klubu, ale wywiera też ją otoczenie. Załóżmy, że wychowanek źle pojedzie. Następnego dnia pójdzie do kiosku po gazetę lub do sklepu spożywczego po bułki i ludzie mu to wypomną. Bardziej jest motywowany. A zawodnik zakontraktowany z zewnątrz po meczu idzie do biura, bierze kasę i wyjeżdża. Tak się zastanawiam i na miejscu Unii raczej jeszcze kogoś bym szukał.Tylko za bardzo nie ma już kogo.- Gdybym miał przy sobie sp. Leszka Jankowskiego, mojego wiceprezesa, to znalazłbym wyjście. Leszek obserwował wszystkie ligi na całym świecie i występy wszystkich zawodników. On dokładnie wiedział, że np. w Szwecji jest chłopak, który robi taki i taki wynik. Coś byśmy wymyślili. Unia ma takiego pecha z tymi kontuzjami.