Z wielkim zdziwieniem przeczytałem informację w mediach, że zabroniono Bartkowi Zmarzlikowi trenować w Gorzowie. Nie wiem jaka jest przyczyna, ale jeżeli nie ma żadnego wytłumaczenia, to po prostu mamy do czynienia z czystą złośliwością. Zrozumiałbym jeszcze gdyby chodziło o trening przed meczem z jego drużyną. Mamy jednak obecnie początek sezonu, kiedy zawodnicy wracają na tory tylko i wyłącznie po to, żeby się rozjeżdżać, sprawdzić sprzęt i przygotować do ścigania o stawkę. Nawet sparingi często brane są z przymrużeniem oka. Wynik schodzi w nich na dalszy plan, bo to przedsezonowy trening, a nie prawdziwe ściganie. Większość tego typu spotkań oraz turniejów towarzyskich nie ma później odzwierciedlenia w sezonie. Bartek tak naprawdę dobrze jeździ na każdym owalu. Żaden nie jest mu obcy. Nie przeszkadza mu nawierzchnia czy inne czynniki. Jest mistrzem świata, a tytułu nie dostał za to, że wczesną wiosną pokręcił kółka w Gorzowie czy na innym obiekcie. W Zielonej Górze też już to przerabiali I nawet kiedy przyjedzie on z Motorem Lublin do swojego dawnego klubu, to i tak pewnie okaże się, że wykręci najlepszy wynik. Mogę już dzisiaj założyć się o coś pysznego o złocistym kolorze, że tak właśnie się stanie. Psucie relacji z byłym zawodnikiem zdecydowanie jest nie na miejscu. Podobnie było zresztą w Zielonej Górze z Patrykiem Dudkiem, kiedy najpierw zakazano sprzedawać jego gadżetów w sklepach, potem doszło parę spraw, a na koniec siadano do rozmów, aby został w klubie, kiedy ten opuścił ekstraligowe szeregi. Do tego medialne wkładanie słów w usta zawodnika, że za rok wraca do Falubazu i dał słowo. Tak niestety nie buduje się dobrych relacji i pozytywnego przekazu. A szkoda, bo dzisiaj w Zielonej Górze nie ma ani jednego wychowanka na pozycji seniorskiej, a cała drużyna opiera się na najemnikach. Ciężko z obcymi budować długotrwałe relacje, dlatego nie wolno nigdy robić pod górkę lokalnym żużlowcom. To właśnie oni przez wiele lat poświęcali się dla drużyny, miasta oraz kibiców. Oni prędzej czy później przy sprzyjających wiatrach wrócą do domu. Przykładem niech będzie Piotr Protasiewicz. Wrócił, jeszcze nie tak dawno walczył o medale jako zawodnik, a dzisiaj w roli dyrektora prowadzi ukochany Falubaz. Robert Dowhan