Uratują ligę za 7 milionów. Wszyscy przecierają oczy ze zdumienia
Unia Tarnów jeszcze w maju realizowała inwestycję na własnym stadionie za 7 milionów złotych. Wcześniej było sporo zamieszania, żeby w ogóle znaleźć środki na remont infrastruktury i toru, który był wymagany przez władze ligi. Ostatecznie dość niespodziewanie to wszystko może pomóc beniaminkowi w utrzymaniu. Okazuje się bowiem, że miejscowa nawierzchnia zmieniła się nie do poznania. Rywale przyjeżdżają i mają wielkie oczy. Unia, która nie ma nawet pełnej kadry zawodników, w ostatniej kolejce zlała gwiazdy Polonii Bydgoszcz. W klubie beniaminka już wiedzą, co trzeba zrobić, aby się utrzymać.

Unia Tarnów po trudnym starcie sezonu, kiedy nie miała własnego toru i zaczęła rozgrywki ligowe od wyjazdowych spotkań, powoli rozpędza się i wychodzi z kryzysu. Dość powiedzieć, że drużyna Stanisława Burzy, która zdaniem niektórych ekspertów miała nie wygrać meczu, ma już dwa zwycięstwa na swoim koncie. W klubie ostrzą sobie apetyty, że na tym nie koniec. Odżyły także nadzieje na utrzymanie, które jeszcze miesiąc temu wydawały się prawdziwym science fiction.
Takiego atutu nie ma nikt inny w lidze
Coraz lepsza postawa beniaminka to przede wszystkim zasługa domowego toru. Okazuje się, że po zrealizowaniu 7-milionowej inwestycji związanej z remontem infrastruktury stadionu oraz wykonanie odwodnienia liniowego, tor zmienił się nie do poznania. Jest nieznacznie krótszy, a korekcie ulegał także jego geometria. Największa zmiana dotyczy jednak nawierzchni. Już sam jej kolor wzbudza ciekawość. Jeszcze większa zagwozdkę mają zawodnicy drużyn przyjezdnych, którzy drapią się po głowie i nie wiedzą, jak dopasować motocykle.
Najlepszym tego dowodem są dwa ostatnie mecze Unii na własnym obiekcie - odpowiednio z Moonfin Malesą Ostrów Wlkp. i Abramczyk Polonią Bydgoszcz. Oczywiście obie drużyny przyjechały do Tarnowa osłabione (pierwsi bez Luke Beckera, a drudzy bez Kaia Huckenbecka), ale to w żaden sposób nie umniejsza zwycięstwom odniesionym przez tarnowian. Szczególnie to drugi spotkanie robi wrażenie. Od dziesiątego biegu Unia urządziła bydgoszczanom prawdziwe lanie.
Na razie jest więc tak, że atut własnego toru utrzymuje Unię przy życiu i realnej nadziei na utrzymanie. Do poprawy są cały czas mecze wyjazdowe, które kuleją. To w nich najmocniej wychodzi brak zawodnika U-24, kiedy mniej punktów zdobywają liderzy i junior Radosław Kowalski, który jest odkryciem tej ligi. Jakby jednak nie było, już nikt nie zlekceważy beniaminka, który jest bardzo nieobliczalną drużyną.
To oni stoją za przemianą żużlowców Unii
Swoją drogą Unia wyciska atut własnego toru jak cytrynę, dzięki świetnym silnikom, które dobrze sprawują się na tym obiekcie. Radosław Kowalski korzysta z jednostek od Ashleya Hollowaya, numeru dwa w żużlowej hierarchii. Matej Zagar miał ostatnio przesiąść się na sprzęt Berta Van Essena, którego pozyskał od Krzysztofa Kasprzaka.
Prawdziwy renesans formy przeżywa też Marko Lewiszyn. Ukrainiec sezon zaczął kiepsko, ale teraz wspólnie z tunerem Jackiem Rempałą znalazł coś w swoich silnikach i jedzie naprawdę dobrze. Tarnowski mechanik i były żużlowiec silniki przygotowuje również Janowi Heleniakowi. Jeszcze za czasów starego toru uchodził za jego eksperta. Kto wie, czy i tym razem nie dorobi się takiego miana.


