Sebastian Zwiewka, Interia: Przed sezonem obawiał się pan, że Unia Leszno spadnie z PGE Ekstraligi. Sytuacja w tabeli ułożyła się jednak tak, że drużyna - przystępując do meczu w Krośnie - jest już pewna udziału w fazie play-off. Rufin Sokołowski, prezes Unii Leszno w latach 1994-2004: Jest radość, chociaż sądzę, że miałem rację. Były powody do niepokoju. Unię uratowało przede wszystkim szczęśliwe zwycięstwo z Wilkami Krosno w pierwszym meczu. Nie spodziewałem się też fantastycznego wyniku w trzeciej kolejce w Grudziądzu. Te punkty okazały się decydujące. Moim zdaniem Unia powinna być dumna. Nie tylko obroniła PGE Ekstraligę, ale również weszła do szóstki. A pamiętamy, że przez długi czas brakowało trzech podstawowych zawodników, w pewnym momencie nawet czterech. Zgodzi się pan z Janem Krzystyniakiem, który mówił mi, że Unia do półfinałów raczej nie awansuje? Wiemy, że Unia trafiła na Spartę. Jest to korzystny dwumecz dla klubu pod względem finansowym, bo pierwszy mecz odbędzie się w Lesznie i kibiców będzie full. Drugi już na wyjeździe - i jak to się nie zakończy - to uważam, że Unia w tym sezonie zrobiła dobry wynik. Chciałbym pochwalić prezesa Rusieckiego za to, że zrobił bardzo ekonomiczny, ale skuteczny skład. Kontuzje miały też pozytywne skutki. Woffindena powinni zawiesić Jak to? Pozwoliły się rozjeździć Jaimonowi Lidseyowi oraz Bartoszowi Smektale. Obaj w meczu jeździli po sześć wyścigów i wypadali przyzwoicie. Zapowiadam bardzo dobrą przyszłość dla Antoniego Mencela. Przez kontuzje startował bez żadnego stresu w większej liczbie biegów. Niczego od niego się nie oczekiwało. Uważam, że to zaowocuje już w play-off. Powiem panu, że Woffinden powinien być zawieszony na co najmniej trzy mecze i nie chodzi mi o to, że będzie to korzystne rozwiązanie dla Unii. Dlaczego tak pan uważa? Takie są reguły tego sportu. Podobna historia w Lesznie już się wydarzyła w 2001 roku. Unia przegrała ze Spartą. Jeden z kibiców drużyny z Wrocławia podszedł pod sektor szalikowców Unii Leszno i wymachiwał szalikiem w ich stronę. Ktoś przeskoczył do niego i uderzył go z otwartej ręki w tył głowy. Skończyło się tak, że kibic Unii został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Dla mnie nie ma usprawiedliwień dla Woffindena. Wszelkiego rodzaju twierdzenia, że było to w pasie bezpieczeństwa, gdzie kibic nie miał wstępu, w ogóle do mnie nie trafiają. Nikt tam nie ma wstępu. Równie dobrze mogę zapytać, co tam robili zawodnicy Sparty. Stali i dziękowali swoim kibicom za doping. Oni tam byli, bo to już nie był pas bezpieczeństwa. Po meczu nie ma takiego pojęcia jak "pas bezpieczeństwa". Przeważnie zawodnicy dochodzą do bandy albo wyjeżdżają na tor. Wtedy są poklepywani przez fanów. Nikt nie mówi, że cała wrocławska drużyna po meczu weszła do pasa bezpieczeństwa i wymaga ukarania. Powtórzę raz jeszcze - po meczu nie ma takiego czegoś, byłby to bezsens.Wrócę jeszcze na chwilę do sytuacji w Lesznie sprzed 22 lat. Kibic skazany na dwa lata w zawieszeniu miał pseudonim "Wodnik", a kibic wrocławski, który został tak potraktowany, nazywał się Ryszard Czarnecki. Zbieżność nazwisk nieprzypadkowa. Wróćmy teraz do szans Unii w ćwierćfinale. Zawsze mamy dwie drużyny. Jedna musi wygrać, natomiast druga może. Unia pojedzie bez stresu i motywacja zawodników z Leszna będzie dużo wyższa niż zawodników z Wrocławia. Dlatego, że tam są same gwiazdy i każdy jest pewny swojego miejsca w drużynie oraz dobrego kontaktu. A w Unii? Klub nie musi z każdym podpisać nowej umowy. Będą chcieli pokazać się działaczom, dadzą z siebie więcej. Sprawę przynależności klubowej zamknął Kołodziej, jednak pozostali nie są raczej rozchwytywani przez inne kluby i zależy im na pozostaniu. Celowa porażka z Wilkami Krosno? Nie było na to szans Ale przed piątkowymi meczami były głosy, że Unii w Krośnie nie opłaca się wygrać, bo mogli w ćwierćfinale trafić na Motor. To prawda, że zespół z Wrocławia teoretycznie wydaje się być łatwiejszym przeciwnikiem, ale to tylko teoria. Unia potrafiła pokonać Spartę, a na wyjeździe jakoś wysoko nie przegrała. W dodatku tor we Wrocławiu jest 100 razy bardziej znany zawodnikom od toru w Lublinie. Do Wrocławia na pewno wybierze się kilka tysięcy kibiców i będzie lepszy doping. Raz jeszcze chciałbym powtórzyć, że Unia już teraz osiągnęła rewelacyjny wynik. Bałem się, że do końca będzie bardzo poważnie zagrożona spadkiem. Była, ale już się obroniła. Czyli wcześniej nie spodziewał się pan braku motywacji Unii w Krośnie? Kiedyś za ustawiony mecz odebrali Unii tytuł Pamięta pan mecz Unii ze Stalą Rzeszów z 1984 roku? Ja wtedy byłem bardzo daleko od żużla, ale z pierwszej ręki znam relacje uczestników tego meczu. Unii do zdobycia tytułu Drużynowego Mistrza Polski wystarczał remis. Dla rzeszowian była to kwestia konieczności uczestniczenia w barażu lub utrzymania się kosztem zespołu z Bydgoszczy. Co nastąpiło? Nikt z nikim na nic się nie umawiał co do tego, że Unia ma odpuścić. Te cztery przegrane biegi nie były jednak przypadkowe. Na 4-5 biegów przed końcem zawodnicy z Rzeszowa podeszli do zawodników Unii i uzgodnili, że Unia ma odpuścić. Nie była to inicjatywa klubów. Nie wszyscy zawodnicy się na to zgodzili, niektórzy w ogóle nie wyjechali. Nie byłoby z tego tytułu żadnej afery, gdyby nie to, że w tym układzie był zespół Polonii Bydgoszcz. Wtedy Polonia była Gwardyjskim Klubem Sportowym, klubem milicji obywatelskiej. Oni rozdmuchali całą sprawę. Słynne zdjęcia jak ludzie pokazują pieniądze i rzucają na tor, to były sceny nakręcone na stadionie w poniedziałek, czyli dzień po meczu. Wzięto policjantów, przebrano ich w cywilne stroje i to oni przed kamerami rzucali pieniądze jako oburzeni kibice z Rzeszowa. Do tego doszła propaganda w telewizji i Unii odebrano tytuł. Jak wyglądały ustalenia między zawodnikami? Słucham. Prawie stuprocentowy spadkowicz - Motor jechał na ostatni mecz do Torunia, który był trzecim zespołem w najwyższej klasie rozgrywkowej. W zespole z Lublina jeździł Leigh Adams jako zmiennik Hansa Nielsena. Nieoczekiwanie Motor ten mecz wygrał. Adams mi opowiadał, że pierwszy raz widział, jak zawodnikom z Torunia wypłacano kasę nagle pod prysznicem. Trener Żabiałowicz po meczu publicznie powiedział, że jego zespół sprzedał mecz. Trener został usunięty, a nikt tego wyniku nie zweryfikował. Spadła Unia Leszno. Po tym sezonie to ja zostałem prezesem. Motor utrzymał się, jednak przez cały następny sezon zdobył 3 punkty. Stracił kibiców i sponsorów, następnie przez ponad 20 lat błąkał się po dolnych obszarach polskiego żużla. Ukarał ich los, a Unia została nagrodzona, bo przyszła ekipa, która wprowadziła ją do I ligi. Teraz jest jedynym klubem, który od 1997 roku nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Coś za coś. Podam jeszcze jeden przykład meczu, który mógłby wyglądać na sprzedany. Kiedyś po 11 wyścigach prowadziliśmy w Zielonej Górze 40:26. Kolejne biegi to 1:5, 1:5, 2:4 i w ostatnim na szczęście 3:3. Skończyło się naszym zwycięstwem 46:44. Gdyby był remis, to byśmy bezpośrednio spadli. Mówi pan, że w 1984 roku był pan daleko od żużla, ale dziesięć lat później został pan prezesem. Jak to się stało? W siedzibie Unii Leszno pojawiłem się pierwszy raz jako prezes. Najpierw zostałem prezesem, a dopiero później byłem pierwszy raz na żużlu. Po spadku do II ligi w klubie była degrengolada, były kłótnie i awantury. Pogodzić to mógł tylko ktoś, kto nie był związany z tym środowiskiem i nie miał wrogów. Wybrano mnie, ponieważ nikt mnie nie znał i byłem do zaakceptowania przez wszystkie strony. W pierwszym dniu mojego urzędowania przyszedł młody człowiek i mówi: "przepraszam prezesie, kiedy będzie jakaś kasa?". Wie pan, co było potem? Tak? Zapytałem się go, jak się nazywa. Odpowiedział, że Roman Jankowski. Pan Roman musiał być zaskoczony, że pan go nie zna. Był zamurowany.