Od sezonu 2020 w cyklu Speedway Grand Prix obowiązuje nowy system punktacji. Do klasyfikacji generalnej liczymy nie punkty zebrane przez zawodników z toru w poszczególnych wyścigach, a określone pakiety przypisane miejscu w pojedynczym turnieju. Za triumf w każdej poszczególnej rundzie do zgarnięcia jest 20 oczek, za drugie miejsce 18, za trzecie 16 i tak dalej. Dudek stracił Taka rewolucja miała być krokiem w stronę normalności. Przed jej wprowadzeniem często zdarzało się, że zawodnik z miejsca na przykład czwartego inkasował do klasyfikacji generalnej więcej punktów od zwycięzcy turnieju. Polscy kibice widzieli w tym co prawda reakcję na pierwsze w karierze mistrzostwo świata Bartosza Zmarzlika i chęć pomocy Leonowi Madsenowi, ale tego typu historie należy chyba zaliczyć w poczet irracjonalnych teorii spiskowych. Inna sprawa, że nowinka matematyczna nie wprowadziła do cyklu specjalnych uproszczeń, a co śmieszniejsze w minioną sobotę utrudniła życie reprezentantowi Polski. Ostatni turniej o Grand Prix Polski w Toruniu był oksfordzkim wręcz wyzwaniem matematycznym. Konia z rzędem temu, kto na bieżąco łapał się w szczegółach walki o brązowy medal. Ostatecznie trafił on co prawda do Macieja Janowskiego, ale kibice w biało-czerwonych świętowali tylko na około 98%. Inny polski faworyt do medalu, Patryk Dudek uplasował się bowiem w klasyfikacji generalnej na siódmym miejscu, a utrzymania w cyklu pewna może być tylko czołowa szóstka. Wszystko wskazuje na to, że zawodnika Apatora i tak zobaczymy w Grand Prix za rok. Powinien on otrzymać dziką kartę od organizatorów. Należy mu się ona tym bardziej, że gdyby nie stosunkowo niedawna zmiana w przepisach, to w klasyfikacji generalnej uplasowałby się... tuż za Janowskim, na czwartym miejscu.