Kamil Hynek, Interia: Mocno przeżyłeś spadek Unii Tarnów do 2. LŻ? Ernest Koza, zawodnik Startu Gniezno: Chyba jak każdy, któremu dobro tarnowskiego klubu leży na sercu. Co się stało, to się nie odstanie, ale widocznie tak musiało być. Każda porażka jest nawozem sukcesu, dlatego mocno wierzę, że po ostatnich zmianach klub wyjdzie na prostą i wróci na należne mu miejsce, czyli co najmniej na poziom eWinner 1. Ligi. Czy klub uregulował już wszystkie zaległości względem ciebie? - Tak, Unia rozliczyła się ze mną, co do grosza. Musieliśmy trochę renegocjować umowy, aby pomóc klubowi stanąć na proste nogi, ale czego się nie robi dla macierzystych barw. Jeśli chociaż w taki sposób przyłożę cegiełkę do odbudowy żużla w Tarnowie, to się szczerze ucieszę. W mojej skromnej opinii, po tak tragicznym sezonie w wykonaniu drużyny, tylko ty nie powinieneś mieć sobie nic do zarzucenia. A może jednak nie mam racji? - Jeśli o coś mógłbym mieć do siebie pretensje, to przy kilku meczach na styku, gdy rozstrzygały się losy spotkania, te trzy-cztery punkty więcej przy moim nazwisku zrobiłby różnicę. Na najważniejszych stanowiskach w spółce zaszły duże zmiany. Jest nowy prezes, nowa Rada Nadzorcza. Twoim zdaniem, po wielu latach degrengolady tworzy się wreszcie coś pozytywnego? - Bardzo podobają mi się przejrzyste zasady na jakich Grupa Azoty ma finansować drużynę. Czytałem, że koncern chemiczny zabezpieczy zawodnicze kontrakt, a to super ważna sprawa. Żużlowcy będą mieli spokojną głową, skupią się tylko i wyłącznie na ściganiu. To niezwykle ważne, gdy masz świadomość, że środki wpływają na konto terminowo. Była opcja pozostania w Tarnowie? - Klub uwzględniał mnie w swoich planach, ale kiedy pojawiła się szansa na dalsze występy na zapleczu PGE Ekstraligi nie wahałem się ani chwili. Nie mogłem też czekać w nieskończoność na to, co wydarzy się w Unii. Decyzja nie była łatwa, podejmowałem ją z ciężkim sercem, ale chcę się ciągle rozwijać i czuję, że stać mnie, aby solidnie punktować poziom wyżej. Wybór padł na Start Gniezno, choć na celownik wzięli cię również w Gdańsku. - W tym drugim przypadku zabrakło konkretów. W Starcie wszystko mi pasowało, dlatego nie wahałem się ani chwili. Lubię miejscowy tor, klub zapewnił mi dobre warunki, z chłopakami z drużyny szybko złapaliśmy wspólny język więc grzechem byłoby nie wykorzystać takiej szansy. W ciągu swojej, na razie krótkiej kariery nie miałeś szczęścia do wypłacalnych klubów. Zasięgnąłeś języka jak to wygląda w Gnieźnie? - Wystarczy zerknąć na niedawny komunikat Zespołu ds. Licencji. Na dwadzieścia trzy kluby, zaledwie trzy mogą się pochwalić licencją zwykłą i w tym gronie jedna przypadła Startowi. Szerszy komentarz jest chyba zbędny. To środowisko jest wbrew pozorom wąskie. Widujemy się z zawodnikami na meczach, co tydzień jesteśmy w innym mieście, dyskutujemy ze sobą, wiemy, co gdzie w trawie piszczy. Gniezno za każdym razem było stawiane w pozytywnym świetle. Wydaje się, że przynajmniej na początku sezonu nie powinieneś walczyć o skład. - Takie kwestie mają znaczenie, ale to nie jest jakaś tajemna wiedza. Spytasz dowolnego zawodnika o to, czy woli na treningach przerzucać zębatkami i testować różne ustawienia, czy stawać pod taśmą i patrzeć na partnera z drużyny jak na rywala do składu, to gwarantuję ci, że tej drugiej wersji nie usłyszysz. W zgodnej opinii ekspertów Start jest skazywany na lokaty w dolnym rejonie tabeli. - A czemu tak sądzisz ? Uważam odwrotnie. Stać nas na wiele. Ostrów też zamieciono pod dywan, a tu psikus, czarny koń wszedł do PGE Ekstraligi. Z dużą rezerwą podchodzę do tych wszystkich dywagacji. Jepsen Jensen, Kildemand, Lindback, cała trójka występowała z powodzeniem w cyklu Grand Prix, a tam się nie jeździ za piękne oczy. Oskar Fajfer ma za sobą fantastyczny sezon. W Starcie jest duża siła. Masz już rozpisaną całą logistykę na przyszły sezon? Na tor w Tarnowie mogłeś przyjechać rowerem, a tutaj będzie trochę trasy do pokonania. - Do Gniezna jest kawałek drogi, ale taką mamy pracę. Dla żużlowca życie na walizkach, to normalka. Jakby tak zliczyć godzinowo, wyszłoby pewnie, że z pół życia spędzamy w podróży. Będę dojeżdżał na treningi i mecze, w Gnieźnie mam też zapewniony nocleg więc będzie czas żeby się na spokojnie zregenerować. Bazy z Tarnowa nie ruszam. W Gnieźnie nadal będziesz korzystał z silników Jacka Rempały, czy koledzy ze Startu namawiali na spróbowanie czegoś innego, co bardziej pasuje pod gnieźnieński tor? - Współpraca z panem Jackiem układa się wzorowo, dlatego nie ma sensu tego zmieniać. Właśnie zamówiłem od niego nowy silnik. Przyjaźnisz się z Januszem Kołodziejem, dalej możesz liczyć na jego rady? - Jesteśmy w stałym kontakcie, na bieżąco, obustronnie wymieniamy się poglądami na żużlowe tematy. Razem przygotowujemy się do sezonu, wspólnie grzebiemy przy sprzęcie. Bardzo cenię sobie tę znajomość, bo dla mnie Janusz to nie tylko wspaniały, bliski kolega, ale i wzór do naśladowania. O niewypłaconych pieniądzach z Krakowa zdążyłeś już zapomnieć? - Ostatni okres to była porażka, jeździłem za darmo, ale nie będę chwalił się kwotami, jakie wtedy zarobiłem wirtualnie, ale byłoby, co odłożyć. Było, minęło, wolę patrzeć w przyszłość. Była chwilą, żeby odsapnąć po męczącym sezonie, udać się wraz z rodziną na wakacje? - Wysupłaliśmy wolne na krótki urlop, ale bez szaleństw. W przerwie zimowej chodzę do roboty, nie boję się zasuwać fizycznie, może dlatego mam tak silne ręce (śmiech). Zarobione środki inwestuję w sprzęt.