Co więcej, Adamsa i spółki nie czeka "spacer" i pewne uniknięcie baraży, lecz ciężka walka. Najsłabszy w tym sezonie Rybnik zmusił "Byki" do dużego wysiłku i bliski był sprawienia niespodzianki. Jeszcze w połowie spotkania - po 8 biegu - gospodarze prowadzili zaledwie 4 pkt. Taką przewagę wypracowała para Rafał Dobrucki - Damian Baliński, która w pierwszej części zawodów prezentowała się znakomicie. Jednak Dobrucki po swoim trzecim starcie, kiedy to w wyniku defektu upadł na tor, nie prezentował się już tak dobrze. Na szczęście dla gospodarzy "obudził" się Adams. Australijczyk w pierwszych trzech startach zgromadził... 4pkt., notując jeden defekt na drugiej pozycji - za plecami zostawił uczestnika Grand Prix Zbigniew Czerwiński. Pozostałe biegi wygrał i ostatecznie uzbierał 10 oczek. W ekipie z Rybnika wyróżniał się przede wszystkim Chris Harris, który brawurowo walczył z rywalami z Leszna. To właśnie jego występy dostarczyły kibicom największych emocji - niestety nie tylko sportowych. W 12. wyścigu Anglik stoczył zażarty pojedynek z Damianem Balińskim. Zawodnicy dwukrotnie mijali się jeszcze na ostatnim okrążeniu, a lepszy okazał się ostatecznie kapitan "Byków". Niestety po wyścigu obaj mieli sobie zbyt dużo do "wyjaśnienia" i doszło do wymiany ciosów, którą na szczęście szybko przerwali pozostali zawodnicy. W kolejnej odsłonie Chris Harris walczył przez pełne cztery okrążenia z Krzysztofem Kasprzakiem i Robertem Miśkowiakiem. Zawodnicy wiele razy zmieniali się na prowadzeniu. W ostatni łuk jako pierwszy wjeżdżał Miśkowiak, ale Anglik atakiem przy krawężniku odebrał mu 3 pkt. To, co następnie stało się za jego plecami z pewnością na długo pozostanie w pamięci leszczyńskich kibiców. Kasprzak i Miśkowiak wychodząc z ostatniego łuku... wpadli na siebie i razem uderzyli w bandę. Jadący za nimi Zbigniew Czerwiński spokojnie dojechał do linii mety, a gospodarze długo nie podnosili się z toru. Ostatecznie sędzia winnym upadku uznał Kasprzaka, a Miśkowiakowi przyznał dwa "oczka". Ten upadek wskazuje na to, jak ?dobrze? rozumieją się zawodnicy Unii Leszno, jadąc parą i jak dużo czasu poświęca trener temu elementowi żużlowego rzemiosła. Spośród "Rekinów" na wyróżnienie obok Harrisa zasłużył również Zbigniew Czerwiński, który bardzo dobrze czuł się tego dnia na leszczyńskim torze. Mecz w Lesznie pokazał, że spotkania drużyn walczących o utrzymanie mogą jeszcze przynieść dużo emocji. Drużyna z Rybnika, choć jest już skazana na spadek, może stawić duży opór ekipom, z którym przyjdzie jej rywalizować. Natomiast Unia Leszno musi zmobilizować swe siły, bo przy takiej postawie, jak w tym pojedynku, "Bykom" może nie udać się uniknąć baraży. - Były to dla nas bardzo ciężkie zawody i chyba nikt się tego nie spodziewał - powiedział Damian Baliński po wygranym przez Unię Leszno meczu z RKM Rybnik - Cieszę się, że udało nam się wygrać, bo gdybyśmy ponieśli porażkę, byłaby to tragedia. Najważniejsze jest to, iż wygraliśmy. Jedziemy w drugiej czwórce i głównym celem jest ominięcie baraży, reszta ma mniejsze znaczenie. Jeśli chodzi o nieporozumienie z Chrisem Harrisem to po jednym z wyścigów podjechał i niepotrzebnie mnie obsypał. Puściły mi nerwy, gdyż ważyły się losy meczu. Zaczęła się szarpanina, ale to on zaczął. Nie doszliśmy do porozumienia. Nie jestem kimś do popychania i nie pozwolę na coś takiego. Rafał Dobrucki: - Nie lekceważymy żadnego przeciwnika i nie zlekceważyliśmy też Rybnika, ale za to, co goście pokazali dzisiaj, należą się im naprawdę duże słowa uznania. Pojechali bardzo dobry mecz, choć mieli też trochę szczęścia, bo mieliśmy pewne problemy - między innymi mój defekt na prowadzeniu, kiedy to pękł łańcuch. Jednakże to nas w żaden sposób nie usprawiedliwia, bo był to trudny mecz dla nas i to trzeba powiedzieć. Jeżdżąc w drugiej czwórce plany mamy te same, co zawsze, czyli wygrywać. Krzysztof Kasprzak: - Mecz był bardzo ciężki, bo zawodnicy z Rybnika jechali dobrze. Do tego tor był dziś tak przygotowany, że jak się przegrało start, to trudno było wyprzedzać. Szkoda, że przydarzył nam się z Robertem Miśkowiakiem upadek, ale na szczęście nic sobie nie zrobiliśmy. Ja byłem bardzo rozpędzony i widziałem, że Robert wszystkie łuki jechał szeroko. Dopiero na tym ostatnim przyciął do krawężnika, żeby zaatakować Chrisa Harrisa. Kiedy zobaczyłem co się dzieje, wyłamałem motocykl i wpadłem w koleiny. Nie zdążyłem przejechać, tylko ściąłem mu koło. Dobrze, że nie skończyło się to poważniej. Jedziemy w drugiej czwórce i szkoda, iż nie walczymy o medale. Niestety w zeszłym roku Rafał Dobrucki był kontuzjowany, a w tym roku padło na mnie i tak wciąż coś nas dopada. Ja jeszcze nie wróciłem do pełni sił. Myślę, że brakuje mi około 20 procent. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie już wszystko dobrze. Mirosław Korbel: - Cieszę się, że udało nam się zaskoczyć gospodarzy, bo ostatni wynik tu w Lesznie, gdy uzbieraliśmy 28 punktów, absolutnie mnie nie satysfakcjonował. Uważam, że moi zawodnicy potrafią lepiej pojechać, dlatego wybraliśmy się w piątek na sparing do Ostrowa, żeby tam sprawdzić nasze możliwości. Widać, iż dziś to trochę zaprocentowało. Poza tym tor zaskoczył dziś zawodników Unii Leszno, bo warunki były dość ekstremalne. Na pewno w takich warunkach się nie trenuje i nie był to taki tor, jaki gospodarze przygotowują na mecze ligowe. W kolejnych spotkaniach nie ma innej możliwości, jak tylko starać się tak stawiać opór, jak dziś. Jeśli nie uda nam się to, to trudno. Jednak drużyny, które przyjadą do Rybnika muszą spodziewać się twardej walki. Wszyscy mają po 16 punktów i jeśli nas zlekceważą, to pewnie pojadą w barażach. Konrad Chudziński, Leszno