Przed rozpoczęciem sezonu prezes Józef Dworakowski zapowiadał walkę o najwyższe laury. Tymczasem "Byki" zajęły dopiero piątą pozycję w walce o Drużynowe Mistrzostwo Polski w 2006 roku. Drużynie z Leszna mimo czynionych przez zarząd starań po raz kolejny nie udało się awansować do grona czterech najlepszych ekip. W przerwie zimowej z Unią pożegnali się Adam Skórnicki i Łukasz Jankowski, a w ich miejsce leszczynianie pozyskali Marka Lorama - mistrza świata z 2000 roku oraz Roberta Miśkowiaka reprezentującego wcześniej barwy Atlasa Wrocław. O ile Anglik po słabszym początku odnalazł się w Ekstralidze i zaczął punktować regularnie na poziomie 6-8 oczek, o tyle zakontraktowanie Miśkowiaka okazało się kompletnym niewypałem. Unia rozpoczęła rozgrywki, podejmując na własnym torze imienniczkę z Tarnowa. Już mecz inaugurujący rozgrywki pokazał, że przedsezonowe plany związane z walką o najwyższe pozycje, trudno będzie w tym roku zrealizować. "Jaskółki" niemal przez całe spotkanie utrzymywały kilkupunktową przewagę, by ostatecznie wygrać 47:43. Okazało się jednak, że rezultat wypracowany na torze może jeszcze ulec weryfikacji. Zgodnie z tegorocznym regulaminem żużlowcy po zakończeniu meczu nie mogli wyprowadzić motocykli z parkingu do czasu, gdy nie pozwoli na to sędzia. Niedopatrzenie Lukasa Drymla i Jacka Golloba zakończyło się anulowaniem ich punktów i "Byki" wygrały 43:41. Takie zwycięstwo nie dodało pewności żużlowcom z Leszna i kolejny pojedynek rozgrywany w Bydgoszczy zakończył się klęską 60:30. W tym momencie jasnym stało się, że szanse Unii w walce o wysokie pozycje są bardzo nikłe. Przebudzenie "Byków" Po dwóch zimnych prysznicach, jakie zgotowały "Bykom" Unia Tarnów i Polonia Bydgoszcz, nadszedł czas na przebudzenie. Do Leszna przyjechał niepokonany dotąd lider tabeli - Apator Toruń. "Anioły" nie sprostały miejscowym i to leszczynianie cieszyli się ze zwycięstwa 50:40. Wkrótce również na własnym obiekcie Unia rozprawiła się ze Stalą Rzeszów. "Żurawie" osłabione brakiem Nicki Pedersena nie były w stanie stawić czoła gospodarzom - Rune Holta zdobył w tym pojedynku zaledwie 8 punktów, nie może więc dziwić wysoka wygrana "Byków". Atlas i Włókniarz rozwiały nadzieje Wydawało się, że Unia mimo słabego początku, powalczy o miejsce w pierwszej czwórce tabeli. Obok zwycięstw u siebie leszczynianie sukcesem zwieńczyli wyprawę do Rybnika i byli na dobrej drodze, by piąć się w górę tabeli. Warunkiem było zwycięstwo przed własną publicznością nad Atlasem Wrocław. Wrocławianie skutecznie zdołali ostudzić zapędy Unii. Co prawda mecz oscylował w granicach remisu, ale wśród gospodarzy walkę podjęli tylko Leigh Adams i Damian Baliński. Główną przyczyną porażki 40:50 była niedyspozycja Krzysztofa Kasprzaka. Żużlowiec nie wrócił jeszcze do pełni sił po kontuzji. W pierwszym występie dotknął taśmy, potem wywalczył jeden punkt i wycofał się z zawodów. Czarę goryczy dopełniła przegrana również na własnym obiekcie z Włókniarzem Częstochowa, a martwił najbardziej nie rozmiar, lecz styl porażki. Wśród leszczynian koncertowo pojechał Leigh Adams, zapisując na swym koncie 17 oczek. Reszta drużyny zdecydowanie zawiodła. W końcówce rundy zasadniczej "Byki" próbowały jeszcze rzutem na taśmę awansować do czołowej czwórki rozgrywek i prawie udało im się to osiągnąć. Do zwycięstwa w Rzeszowie zabrakło naprawdę niewiele - mecz zakończył się wynikiem 46:44 dla gospodarzy. Jeszcze lepiej było w Toruniu, skąd Unia wywiozła punkt za remis. O wszystkim zadecydował pojedynek z osłabionymi "Jaskółkami" w Tarnowie. Mimo słabej dyspozycji we wcześniejszych potyczkach ekipa Tomasza Golloba podeszła do tego spotkania w pełni zmobilizowana i wygrywając skazała "Byki" na walkę o utrzymanie. Emocje do ostatniego meczu W drugiej fazie rozgrywek Unia Leszno do ostatniego spotkania nie była pewna swojego losu. Dopiero mecz z Apatorem Toruń wieńczący tegoroczny sezon zadecydował o tym, że leszczynianie uplasowali się na piątym miejscu. Mimo zwycięstwa nie było to udane zwieńczenie ligowych zmagań. W IX odsłonie w groźnym wypadku uczestniczyli Karol Ząbik i Damian Baliński. Torunianina karetka odwiozła do szpitala, natomiast kapitan biało-niebieskich pozostał na stadionie, ale z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Na szczęście wkrótce okazało się, że obu żużlowcom nic poważnego się nie stało. Miało być inaczej Unia Leszno miała w minionym roku walczyć o medale DMP. Tymczasem "Byki" stoczyły bój o uniknięcie baraży. Przyczyn niepowodzenia było kilka. Duży wpływ na postawę zespołu miała absencja Krzysztofa Kasprzaka. Młody zawodnik był w minionych latach jednym z liderów drużyny, a w tym sezonie nie miał na to szans, gdyż trzykrotna kontuzja obojczyka wyłączyła go z wielu spotkań. Sam Kasprzak ocenia 2006 rok, jako najgorszy w karierze: "Wszyscy wiedzą, co się w tym sezonie działo. Nie wiem właściwie, jak to podsumować po tym wszystkim, co mi się w czasie roku przytrafiło. Był to z pewnością najgorszy sezon, od kiedy zdałem licencję Jechałem chyba tylko w czterech wyjazdowych meczach. Coś takiego mi się jeszcze nie zdarzyło" - komentuje Krzysztof Kasprzak. Obok kontuzji Kasprzaka przyczyną porażek były nieudane transfery. Mark Loram słabo radził sobie w Lesznie, ale na wyjazdach dostarczał cennych punktów. Jak mówił prezes Dworakowski oczekiwano od niego 7-8 punktów i tyle średnio zdobywał. Inaczej wyglądała sytuacja z Robertem Miśkowiakiem, który zawiódł całkowicie swoich pracodawców. Kiepska forma młodzieżowców "Nie przypuszczałem, że nasza młodzież będzie taka słaba. Przy takich nakładach finansowych, jakie były tu włożone jest to niepowodzenie" - mówił tuż po zakończeniu rozgrywek prezes Dworakowski. Nie można jednak zapomnieć, że dla tych juniorów był to dopiero pierwszy rok w pełni odjechany. W związku z tym cały czas uczyli się oni podstaw walki w Ekstralidze. Nie można na zakończenie nie wymienić pozytywnych aspektów tego roku w Lesznie. Na pewno do takich należy kolejny fantastyczny sezon Leigh Adamsa. Australijczyk prezentował wyśmienitą formę i w każdym meczu był najmocniejszym punktem drużyny. Obok Kangura na krajowego lidera wyrósł Damian Baliński. Kapitan biało-niebieskich uzyskał w tym roku znakomitą średnią niemal 10 punktów w meczu. Zdobył także pierwszy w karierze komplet punktów w rozgrywkach Ekstraligi. Baliński praktycznie nie zawodził, był skuteczny zarówno indywidualnie, jak i drużynowo - w parze z Rafałem Dobruckim. To właśnie postawa Dobruckiego była największym pozytywnym zaskoczeniem w Lesznie. Żużlowiec wrócił do ścigania po ciężkiej kontuzji i zanotował bardzo dobry sezon. Udowodnił, że na żużlowych torach stać go jeszcze na wiele. Konrad Chudziński