Grzegorz Zengota to posiadacz jednej z najciekawszych biografii w świecie czarnego sportu. Jeszcze 5 lat temu uchodził za bardzo solidnego i całkiem perspektywicznego polskiego seniora. Może nie wróżono mu tytułu mistrza świata, ale nie miał on większych problemów ze znajdowaniem pracodawców na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Ten sielankowy krajobraz został wywrócony do góry nogami przed sezonem 2019, gdy wychowanek Falubazu uległ poważnemu wypadkowi podczas motocrossowego treningu w Hiszpanii. Zengocie groziła amputacja nogi. Lekarze nie dawali mu większych szans na powrót do wyczynowego uprawiania sportu. Wówczas właśnie wykazał się on godnym najwyższego podziwu uporem. Po ponad półtorarocznej batalii z samym sobą zdołał osiągnąć stopień sprawności pozwalający mu wrócić na motocykl. Trafił do pierwszoligowej Polonii Bydgoszcz, a później do występującego na tym samym poziomie ROW-u Rybnik. Zengota wraca do Ekstraligi Powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej życzyło mu chyba całe środowisko, ale mało kto spodziewał się, że nastąpi on właśnie teraz. Miniony sezon minął u niego pod znakiem sinusoidalnej formy. Zengota przeplatał występy wybitne (jak choćby finał IMP w Krośnie czy domowy mecz z Trans MF Landshut Devils) z bardzo słabymi. Ostatecznie zakończył rozgrywki na siedemnastej pozycji w rankingu najskuteczniejszych pierwszoligowców. Furtkę do PGE Ekstraligi otworzyło mu krzywoprzysięstwo Jasona Doyle’a. Australijczyk był już dogadany na przedłużenie kontraktu z Fogo Unią Leszno, ale w ostatniej chwili wystawił najbardziej utytułowany klub w kraju do wiatru, by przyjąć ofertę złożoną mu przez beniaminka z Krosna. Zaskoczony takim ruchem Piotr Rusiecki musiał działać bardzo szybko, ale i rozważnie. Rynek transferowy dawno został już przerwany. Po Zengocie trudno oczekiwać zastąpienia Doyle’a 1:1 w aspekcie czysto sportowym, lecz jego transfer z pewnością broni się pod kątem PR-u i marketingu. Kibice - choć zdają sobie sprawę, że wychowanek Falubazu może mieć trudności z dostosowaniem się do najwyższej klasy rozgrywkowej - nie kryją radości. 34-latek od zawsze słynął ze świetnego kontaktu ze swoimi fanami. Wielu leszczynian wprost przyznaje, że tęskniło za oglądaniem go w kevlarze z bykiem na piersi.