Żużlowiec zdołał jednak dość szybko wrócić na tor i w kolejnych zawodach prezentuje się coraz lepiej. Mimo jego wsparcia "Lwy" nie są w tym roku tak skuteczne, jak od nich oczekiwano. Na swoim koncie mają 9 punktów, co pozwala na zajęcie w tabeli V miejsca. Zanotowałeś dobry początek sezonu, ale kontuzja, która przytrafiła się bardzo szybko, wiele chyba namieszała? Faktycznie kontuzja sporo namieszała. Przede wszystkim troszeczkę wybiła mnie z rytmu i nie da się tego ukryć. Doznałem jej naprawdę w najgorszym momencie, bo to była taka faza, kiedy przychodzi duża liczba startów. Tymczasem uraz i związane z nim dwa tygodnie przerwy nie ułatwiły sprawy. Chciałem jak najszybciej wrócić do jazdy. Udało mi się to i z meczu na mecz jest coraz lepiej. Twoja absencja wyraźnie wpłynęła na dorobek Włókniarza Częstochowa. Drużyna złapała po rozpoczęciu rozgrywek zadyszkę i nie jechała na miarę oczekiwań... Dokładnie tak to wygląda i szczerze mówiąc sam nie wiem czemu. Wydaje mi się, że mamy dość dobrą kadrę, ale okazało się, że jak mnie zabrakło, to pojawiły się przegrane mecze. Jednakże, pomimo że ja wróciłem i staram się jak tylko mogę, by było jak najlepiej, to nadal nie jest tak różowo, jakbyśmy to sobie wyobrażali. Trener Piotr Żyto mówi, że największy wpływ ma tutaj postawa Antonio Lindbacka. Też tak uważasz? Jak nie chcę nic w tej sprawie komentować. Najistotniejsze w tym roku jest playoffs, bo to w nich tak naprawdę wszystko się rozstrzygnie. Sądzisz, że Włókniarz złapie przed tą fazą wiatr w żagle? Na pewno tak będzie. Mamy jeszcze trochę czasu, by dograć szczegóły. Każdy z nas zaczyna coraz bardziej dochodzić do formy. W ostatnim czasie ze zdecydowanie lepszej strony prezentuje się Antonio Lindback. Przychodzi szczyt sezonu i myślę, że cały zespół tak się dopracuje, że w playoffs zrobimy niespodziankę. Rozmawiał: Konrad Chudziński