Przestraszył niesłownych prezesów Jeszcze w poniedziałek Krzysztof Cegielski ujawnił, że kilka klubów zalega zawodnikom wypłatę pieniędzy z tytułu nie objętych procesem licencyjnym tzw. umów sponsorskich, a dwadzieścia cztery godziny później, nagle kasa cudownie się znalazła i zaczęła spływać na konta pokrzywdzonych żużlowców. Poszła akcja, jest natychmiastowa reakcja. Prowokacja się udała. Cegielski, który jest przedstawicielem zawodników nagłośnił sprawę w mediach i to poskutkowało. Prezesi przestraszyli, że może wyjść z tego grubsza afera, a co gorsza w przestrzeni publicznej padną ich nazwiska i smród nadszarpniętego zaufania w środowisku będzie się za nimi ciągnął. Żużlowa społeczność, wbrew pozorom nie jest aż tak wielka. Wszyscy się znają i często ze sobą rozmawiają. Kto miał wiedzieć jakie ośrodki były na cenzurowanym, na pewno wiedział. W tej sytuacji chodziło o to, żeby ruszyć jeden klocek domina i zmusić niesłownych prezesów do działania. Jestem przekonany, że to robota zawodników, aby uruchomić Cegielskiego. Oni poprosili Krzyśka, żeby zrobił subtelną wrzutkę w ich imieniu. Niestety w tym przypadku wywijamy mieczem obusiecznym. Żużlowcy sami z ust pary nie puszczą. Boją się konsekwencji. Tego, że jak zawojują z prezesami, to strzelą sobie samobója. A żaden z szefów nie lubi pracowników, którzy mają niewyparzony język i głośno artykułują swoje niezadowolenie. Każdy potem zastanowi się, czy brać do swojego zespołu zawodnika - krzykacza więc i tak źle i tak niedobrze. Ale to normalne, że prezesi przeciągają żużlowców. To praktyki stare jak świat. Zwłaszcza ci, co odchodzą mają najgorzej. Spadają wtedy na sam koniec listy wierzycieli. A potem martw się człowieku, czy trafisz na rzetelnego partnera, który dotrzyma obietnicy. Dochodzimy do smutnej konkluzji, że zawodnicy ciągle są bardzo naiwni. Nagminne są przecież także historie z przepisywaniem należności na następny sezon. Jeśli prezesi chcą, żeby zawodnik przedłużył umowę, podsuwają mu pod nos stosowną kartkę z porozumieniem, naobiecują złotych gór, a potem najczęściej ten dług ma większy ogon niż parę miesięcy wcześniej. Piszę to z bólem serca, ale uważam, że dopóki nie dojrzejemy i nie podejmiemy odważnej decyzji o odtajnieniu zapisów kontraktowych, dopóty będzie panować zmowa milczenia, a podobne gierki będą nagminne. Bo w polskim żużlu, jeśli bierzemy na tapet finanse, ciągle brakuje przejrzystych zasad, a przede wszystkim profesjonalizmu.