Podpieczeni Gundersena mają wiele cech nauczyciela: mentalność zwycięzcy, profesjonalne podejście i duńską szkołę jazdy. Tego nauczył ich mistrz. Po raz pierwszy 1978 rok był świetny dla Olsena. Po zwycięstwie w finale interkontynentalnym w Frederici jego akcje na trzeci tytuł mistrza świata skoczyły mocno w górę. Ole planował zamieszać nie tylko w "singlu". Duńczykom udało się przejść Szwedów i awansować do finału drużynówki. W ekipie "Trzech Koron" na zasłużoną emeryturę powoli odchodzili Persson i Sjoesten. Michanek nie ten błysk. Odwrotnie Duńczycy, byli w natarciu. Pierwszy pełny sezon w lidze angielskiej jeździł Hans Nielsen, który pod czujnym okiem klubowego kolegi z Wolverhampton i reprezentacji Mike Lohmana czynił milowe postępy. Skład uzupełniał etatowy partner Olsena - Finn Thomsen i Alf Busk (mistrz Europy juniorów '77) W eliminacjach przegrali z faworytami mistrzostw Brytyjczykami. Jednak finał zaplanowano na torze w Landshut. Bawarskie miasteczko debiutowało w organizacji imprezy takiej rangi. Żadna z drużyn nie miała handicapu własnego toru Ze strefy kontynentalnej awansowali Polacy i Czesi. Oni się nie liczyli. Niesprawiedliwa drabinka eliminacji jeszcze z lat 60. forowała słabsze reprezentacje Polski, Czechosłowacji czy Związku Radzieckiego. Najpierw był finał indywidualny. Wembley wypełnione po brzegi. Zażarta walka w każdym biegu. Olsen gromadzi 13 punktów i zostaje mistrzem. Po zawodach podkreśla, że z roku na rok jest coraz trudniej. Myśli o zakończeniu kariery. Czas na młodych. Za dwa tygodnie spełnia się sen Olsena. Dania mistrzem świata! Fantastycznie pojechał 19-letni Nielsen, który okazał się najlepszy w ekipie duńskiej. Anglicy przytłoczeni ofensywą duńskiego dynamitu zdobyli "tylko" srebrne medale. Hiperdominacja Nadeszły lata 80. i totalna hegemonia duńskiej armady. Przed finałami mistrzostw świata żartowano, że orkiestra powinna ćwiczyć jeden hymn na dekorację zwycięzców - duński. Złoto do złota. Indywidualnie, pary i drużynowo. W kalifornijskim Long Beach, czeskiej Pradze, w Lesznie czy na pięknym Ullevi w Goeteborgu. Światowa opozycja nie miała szans. Na błocie, w słońcu i deszczu. Perfekcyjnie wyszkoleni jechali w każdych warunkach. Nic nie trwa wiecznie. Żniwo kontuzji dopadło "gang". Kręgosłupy łamali: Gundersen, Pedersen i Knudsen. Tego nie wytrzymałby nikt. Fatalna kraksa w Bradford w pierwszym wyścigu DMS o mały włos nie kosztowała Gunderena najwyższą cenę. Zdziesiątkowani Duńczycy utracili prymat po raz pierwszy od siedmiu lat natomiast Erik rozpoczął najtrudniejszy bój w swojej karierze - walkę o powrót do normalności. Po raz koleiny wyszedł zwycięsko. W 1991 roku pożegnał się z kibicami. Wsiadł na motor i zrobił kilka symbolicznych kółek. Erik nauczyciel W swoim drugim życiu nie odszedł od żużla. - Gdy jesteś przywiązany do kręgu ludzi, miejsc i specyfiki środowiska trudno od tak zrezygnować, zostać w domu i siedzieć przed telewizorem - mówi Erik. Rozpoczął pracę z młodzieżą później został menedżerem reprezentacji. Pod jego wodzą byli koledzy z kadry wywalczyli jeszcze dwa tytuły. Ale i oni musieli odejść. Po wielkich mistrzach pozostała luka. W 2000 roku najwyżej sklasyfikowany w Grand Prix Duńczyk był na 23. miejscu! Zaczęło mówić się o końcu Hamletów. Erik robił swoje. Powoli wyprowadzał na szerokie wody swoje młode perełki: Gjedde, Nicki i starszy brat Ronnie, Hans Andersen czy Bjarne Pedersen. Zaczynali w lidze szwedzkiej, później Anglia. Żmudne starty. Zwycięstwa przeplatane porażkami. Lepsze dni z gorszymi. Defekty, upadki i kontuzje. To wszystko jest zapisane w życiorysie każdego żużlowca. Przy boku Erika Nicki Pedersen awansował w niemieckiej wiosce Abensberg do Grand Prix sześć lat temu, a Hans Andersen debiutował na polskich torach we... Wrocławiu podczas pierwszej edycji IME juniorów w 1998 roku. Stary tuz posiadał szacunek, autorytet i mnóstwo kontaktów. Woził młodzież po Europie. Turnieje, liga, Zlata Stuha czy Prilba w Pardubicach. W końcu debiuty w mistrzostwach świata. Ich czas Są w najlepszym okresie do zdobywania kolejnych triumfów. Liderem jest były mistrz świata 29-letni Nicki Pedersen. Gundersen: - Nicki zmienił się. Miał problem z temperamentem. W tym sezonie udowadnia, że panuje nad poczynaniami i jest dojrzałym zawodnikiem. W zimie rozmawialiśmy na temat jego maszyn i różnych rozwiązań w sprzęcie. Co raz sprawnej pracuje jego team - komentuje. Po szczeblach Grand Prix wdrapuje się Bjarne Pedersen. - Bjarne to dobry jeździec. Miesza lepsze występy z gorszymi, ale cały czas pracuje nad stabilizacją formy. Myślę, że ma dobry sezon - ocenia Gundersen. Rewelacją sezonu jest Andersen. - Jest mi przykro, że Hans miał drobne problemy z federacją i nie znalazł miejsca w stawce Grand Prix. Jest w świetnej dyspozycji i wygląda na to, że zakwalifikuje się do przyszłorocznej edycji. Rok przerwy uczyni go lepszym i wróci mocniejszy - twierdzi. Pokolenie Erika rządzi speedwayem. Są liderami swoich drużyn we wszelkich ligach, dyktują reszcie tempo. Są zorganizowani jak poprzednicy, ale na miarę nowych czasów. Domy na kółkach, bazy, kilkunastu ludzi w zespole: człowiek od mediów, sponsorów, osobisty trener. Jeżdżą od marca do października Robią setkę imprez w roku. Inni "wysiadają". - Tylko w Polsce dostaje pytania czy nie jestem zmęczony zbyt dużą ilością startów ? śmieje się Nicki. - Jestem znakomicie przygotowany i lubię często jeździć. Sprawia mi to frajdę i zarabiam pieniądze - tłumaczy. W ślady idą młodzi. Jonas Raun, Nicolai Klindt jeszcze wczoraj bawili się na mini-motocyklach. Dzisiaj zadebiutowali na angielskich torach. Początki bywają trudne, ale stawiają na żużel. - Mamy zorganizowane programy dla naszych juniorów aby nie musieli obawiać się o edukację. Zaległości nadrabiają w zimie - mówi Jan Staechmann. Powtórka z rozrywki? -Trudno powiedzieć czy uda nam się zdominować żużel jak w latach 80. Tony Rickardsson kończy karierę, ale są Andreas Jonsson i Antonio Lindbeck. Jeździ się ostrzej niż kiedyś. Zawodnicy walczą bardziej zdecydowanie. Gdyby Nicki zdobył tytuł i Bjarne bądź Hans wdrapał się na podium, to kto wie - prognozuje Erik. - Z młodszej generacji najwięcej szans daje Kenethowi Bjerre. Przyrównałbym go do Jana Osvalda Pedersena. Jest niski i dobry technicznie - mówi. Odszedł z pracy w kadrze cztery lata temu. Schedę po Gundersenie objął Jacob Olsen. Po Jacobie dowodzi Jan Steachmann. - Do reprezentacji nie wrócę - ucina twardo Erik, który na co dzień pracuje w sektorze socjalnym. Dwa razy w tygodniu chodzi na zabiegi. W domu na starego mistrza czeka żona Hela i 13-letnia córka Nanna. - Moje kolano i ramię nie dają rady. Zbyt meczące są dla mnie podróże. Nie wykluczam pomocy dla indywidualnego zawodnika. Uwielbiam pracować z najmłodszym. Zajęcia od podstaw dają mi wiele satysfakcji - twierdzi. Grzegorz Drozd