- Ja po każdym słabym sezonie daję sobie z żużlem spokój. Potem jednak miesiąc odpoczywam i znowu wracam. Jeżdżę już dziewięć lat po licencji. Ciężko ot tak z tego zrezygnować. Ambicja, żeby jeździć na dobrym poziomie, jest. Nie zawsze jest szczęście. Cały czas jednak żyję nadzieją, że w końcu się uda - mówi Patryk Rolnicki w rozmowie z polskizuzel.pl. Rolnicki: Od czterech lat coś mi się nie klei Rolnicki był obiecującym juniorem, wielką nadzieją Unii Tarnów. Kiedy w 2018 klub spadał z PGE Ekstraligi, to Rolnicki dostał wiele propozycji z dobrych klubów. Chciał zostać w Ekstralidze, więc związał się z GKM-em Grudziądz. Przez kontuzję stracił jednak szansę błyśnięcia w elicie i w 2020 trafił do drugiej ligi. Próbuje wskoczyć na właściwe tory i wrócić do dobrego ścigania. Idzie mu to jednak opornie. Stal Rzeszów okazała się złym wyborem, a po powrocie do Unii doznał kontuzji i stracił pół sezonu. Kiedy wrócił do jazdy i chciał się rozkręcić, to liga się skończyła. - Od czterech lat coś mi się jednak w tym żużlu nie klei. Albo kontuzja, albo zły wybór klubu. Pół sezonu nie jeżdżę, potem walczą i tak w kółko. Dalej jednak będę się starał, żeby w końcu coś mi wyszło - stwierdza żużlowiec. Żużlowiec pracuje jako spawacz Od jakiegoś czasu łączy jazdę na żużlu z pracą w firmie ojca, który produkuje konstrukcje stalowe. Patryk pracuje jako ślusarz-spawacz. To jego wyuczony zawód. Skończył też jednak liceum. U taty pracuje od października, kiedy kończy się sezon, do końca lutego, bo w marcu zaczynają się treningi przed kolejnym sezonem. Przez blisko pół roku jego dzień wygląda tak, że na ósmą idzie do pracy, o szesnastej na trening, a na koniec dnia jeszcze do warsztatu. Wciąż ma nadzieję, że jego kariera jeszcze nabierze rozpędu. Ma wsparcie rodziny. Zdaje sobie też jednak sprawę z tego, że kiedyś stanie przed trudnym wyborem. - W końcu kiedyś trzeba się będzie skupić na czymś, co da pieniądze, z czego będzie można żyć - kwituje. W sezonie 2022 nie zarobił wiele. W drugiej lidze jeździ siedem drużyn, meczów jest mało, a on połowę z nich stracił. Liczy, że w tym roku będzie miał więcej jazdy. Za nic w świecie nie zechce bowiem zamienić tak niebezpiecznego sportu jak żużel na ciepłą posadkę w firmie taty. Zobacz również: Temu prezesowi ręki nie poda. Jest za to gotów go zastąpić