1,528 - taką średnią legitymuje się zawodnik GKM-u Grudziądz. Niby nie ma jakiejś tragedii, ale na torze wygląda to znacznie gorzej niż w statystykach. Pawlicki zawiódł w zdecydowanej większości meczów i wielokrotnie na torze przeszkadzał kolegom. Zdarzało mu się też rywalizować o punkty z partnerem, co powodowało śmiech wśród obserwatorów. GKM nie chciał go zostawić na przyszły sezon, ale po pierwsze może nie mieć wyjścia, a po drugie... zapewne dziś wieczorem Pawlickiemu przybędzie jeden argument. Mecz z Arged Malesą to dla każdego w zasadzie żużlowca dobry moment na zarobienie dobrych pieniędzy. Fredrik Lindgren nawet tak sobie ułożył swoje leczenie, aby wrócić dokładnie na to spotkanie. Zapewne Pawlicki też zrobi dwucyfrówkę i na tej bazie będzie budował swoją pozycję w negocjacjach kontraktowych na sezon 2023. W końcu świeże wspomnienia są najważniejsze. A świeższych niż mecz z Arged Malesą już nie będzie. GKM, beniaminek lub 1. Liga Raczej nikt inny się już na Pawlickiego nie nabierze. Wychowanek Unii Leszno to zawodnik z potężnym talentem, wyhamowanym jednak kontuzjami. Od lat nie może na stałe wrócić do czołówki. Z podobnymi problemami boryka się jego brat, ale u Piotra póki co nie ma mowy o opuszczeniu PGE Ekstraligi. A u Przemysława jak najbardziej. Jeśli nie zostanie w Grudziądzu, będzie skazany na beniaminka. Zespół ten jak zwykle na rynku transferowym nie będzie miał niczego do powiedzenia, więc weźmie każdego wolnego żużlowca o znanym nazwisku. Pawlicki będzie jednym z nielicznych do wzięcia, jeśli nie dogada się w GKM-ie. W Grudziądzu jednak za bardzo też nie mają opcji zastępczej. Pawlicki w zasadzie zbliża się już do poziomu pierwszoligowego, choć zapewne sam takich myśli do siebie nie dopuszcza. Może jednak okazać się, że nie będzie dla niego innej opcji. Jest jednym z najgorszych seniorów PGE Ekstraligi. Nikt wiecznie na jego przebudzenie czekać nie będzie. Zawodnikiem interesują się pierwszoligowcy, ale sam Pawlicki na razie zapiera się rękami i nogami, by tam nie trafić.