- O Boże - te słowa komentującego mecz Macieja Noskowicza najlepiej wyraziły to, co kilka miesięcy temu stało się na torze przy ulicy Sportowej w Bydgoszczy. Norbert Kościuch ostro wywoził swojego rywala pod bandę. Jeleniewski stracił kontrolę nad motocyklem i upadł, wprost pod koła nadjeżdżającego Marcina Nowaka. Ten, widząc zagrożenie, zaczął jechać w lewo, ale na ominięcie rywala nie miał szans. Zawadził o niego hakiem, momentalnie ściągając kask. Był kilka centymetrów od uderzenia go po prostu w nieosłoniętą głowę. Publiczność zamarła. Zrobiło się cicho. Wszyscy czekali na to, co będzie z Jeleniewskim. Na szczęście, już od razu po upadku było widać, że po pierwsze jest przytomny, a po drugie nie krwawi jakoś mocno. Trzymał się jednak za głowę i było u niego widać grymas bólu. Najważniejsze niemniej było to, że nie doszło do tragedii. A naprawdę było blisko. Przypomniała się tragedia Rempały Kibicom przy Sportowej momentalnie w głowie pojawiły się skojarzenia z majem 2016 i strasznym upadkiem Krystiana Rempały w Rybniku. Wówczas 18-letni żużlowiec Unii Tarnów uderzył gołą głową o tor i po kilku dniach walki o życie, zmarł w szpitalu. Jego dramat wstrząsnął całą żużlową Polską. Jeleniewski miał o tyle więcej szczęścia, że nie uderzył głową o tor. Cały czas trzymał ją w powietrzu. I kto wie, czy to go nie uratowało. Nagrania z upadku Jeleniewskiego pokazują jednak, że nawet prawidłowo zapięty kask może spaść z głowy, jeśli dojdzie do tak niefortunnego splotu wydarzeń. Sam Tomasz Gollob powiedział, że kask był założony poprawnie. Wyraził też ulgę, że spadł. Gdyby został na głowie, to przy ścisku linki od zapięcia, mogło dojść do zmiażdżenia kręgów szyjnych. Jeleniewski miał niebywałą ilość szczęścia. To nigdy nie był wielki talent Kariera Daniela Jeleniewskiego zaczęła się jeszcze w XX wieku, kiedy to stawiał swoje pierwsze kroki w barwach Motoru Lublin. Spędził tam wiele sezonów, często będąc ważną postacią zespołu, czasami nawet liderem. Odszedł w 2007 roku, kiedy to zdecydował się na kontrakt we Wrocławiu. To był taki moment, w którym Jeleniewski był traktowany jak szeroka czołówka krajowych żużlowców. Później była Łódź, znowu Lublin, Grudziądz, Częstochowa, ponownie Łódź i Lublin, a teraz jest Bydgoszcz, w której jeździ od sezonu 2021. Nie ma na koncie jakichś wielkich sukcesów, ale w 2007 roku był o włos od sensacyjnego bądź co bądź medalu w IMP. Zajął we Wrocławiu czwarte miejsce, wygrał trzy biegi, zaliczył też taśmę i zero, a to go pogrążyło. Startował w różnego rodzaju krajowych zawodach drużynowych i indywidualnych, ale bez większego powodzenia. To po prostu typ solidnego, pierwszo- lub drugoligowego rzemieślnika. Polonii uratował sezon W 2021 roku klub z Bydgoszczy zmagał się z plagą kontuzji. Nie mogli jeździć David Bellego czy Grzegorz Zengota. Pilnie potrzebne były wzmocnienia, i to natychmiast. Ściągnięto Jeleniewskiego, dla którego na tamten moment nie było miejsca w Orle. W pewnym sensie dał Polonii oddech, bo kto wie jak potoczyłby się kiepski dla klubu sezon, gdyby nie ważne 8-10 punktów Jeleniewskiego w każdym niemal meczu. Zawodnik szybko zaaklimatyzował się w Bydgoszczy i pozostawiono go w składzie na 2022, a teraz także na 2023. I tenże właśnie 2023 może być dla niego niezwykle istotny, bo zdaniem wielu ekspertów to jego postawa będzie języczkiem u wagi w kontekście ewentualnego awansu Polonii do PGE Ekstraligi. Jeleniewski rok temu jeździł różnie, ale zaliczył świetną końcówkę sezonu, czym mocno poprawił swoje notowania u prezesa. Mówi się jednak, że jeśli do żużla wróci Adrian Miedziński, pozycja Jeleniewskiego może się zachwiać. I to już po wiosennych sparingach. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo