Michał Konarski, Interia: Co u pana słychać? Anton Nischler, tuner: A dziękuję, wszystko w porządku. Wciąż pracuję przy silnikach. Z obiegu całkowicie nie wypadłem. No właśnie. Dla kogo teraz robi pan silniki? - Z tych najbardziej znanych to moim klientem jest Niels-Kristian Iversen. Współpracujemy od jakiegoś czasu. Dobrze rozumiem, że ograniczył pan ilość klientów? - Tak. Nie robię tyle, co wcześniej. Powód? Wiek. Mam 65 lat, a jak wiadomo człowiek wraz z wiekiem nie robi się w pracy coraz bardziej wydajny, tylko odwrotnie. Wolę robić mniej, ale porządnie. Taką mam zasadę. Lubi pan tę pracę? - Oczywiście. To całe moje życie. Praca przy żużlu sprawia mi mnóstwo radości. Oczywiście zdarzają się też mniej przyjemne jej aspekty, ale tak jest ze wszystkim. Trzeba sobie z tym radzić. Z tym, czyli na przykład z czym? - Z ogromną presją na przykład. Tuner w sezonie jest poddawany ogromnemu ciśnieniu. Jak zawodnikowi nie idzie, to nigdy nie jest jego wina. To sprzęt, wina tunera. A tuner latem z warsztatu w ogóle nie wychodzi. Nie ma czasu na nic poza żużlem. Tego nie wie nikt poza osobami, które tej pracy posmakowały. Czyli trzeba być tunerem, żeby to zrozumieć. - Dokładnie. Wypowiadanie się na temat specyfiki tej roboty bez praktycznego doświadczenia jest śmieszne i bezsensowne. Tego trzeba dotknąć, spróbować, przeżyć to. Jakie ma pan relacje z zawodnikami? - Z moimi mam dobre. Ale muszę panu coś powiedzieć. Żużlowcy traktują tunerów jak prostytutki. Zmieniają sobie od razu, bo coś nie wyszło. Nie mają takiego szacunku do nas, jak kiedyś. To mnie pan teraz zaszokował. Mocne słowa. - Taka prawda. Nie mówię oczywiście, że wszyscy tak robią. Ale wielu. A my naprawdę całe swoje serce w to wkładamy. I razem z nimi cieszymy się z dobrych wyników. Z czego pana zdaniem wynika ta zmiana w podejściu zawodników do tunerów? - Z większych pieniędzy przede wszystkim. Niektórym to potrafi zawrócić w głowie. Poza tym teraz jest też większy wybór, jeśli chodzi o nas. Nie jedzie ci sprzęt od pana X, momentalnie lecisz do pana Y. Tak to się kręci. Śledzi pan wyniki swoich zawodników? - Tak. I naprawdę bardzo dużą radość sprawia mi to, że mają sukcesy. Wtedy wiem, że zrobiłem coś pożytecznego. To wspaniałe uczucie. Satysfakcja żużlowca jadącego na silniku ode mnie to także moja osobista satysfakcja. Jak długo jeszcze chce pan być aktywny zawodowo? - Tego nie wiem. W życiu zbyt dużo planować się nie da. Na razie działam i nadal chcę to robić. Tak jak mówiłem, żużel to całe moje życie. Z tego nie można tak po prostu zrezygnować. Zobacz również:Czykali na to trzy lata. Szykuje się wielkie świętoBędzie wielki powrót? Chcą sprowadzić wychowankaPoszedł w odstawkę. Jeden bieg i pod prysznic