Historia Janusza Kołodzieja w tegorocznym SEC mogła być doprawdy wyjątkowa. Polak opuścił z powodu kontuzji pierwszą rundę w Częstochowie. Wrócił na pozostałe trzy. W nich spisywał się rewelacyjnie. W każdym turnieju zameldował się w finale, a w Gustrow i Pardubicach wygrał. W pewnym momencie istniał realny scenariusz, że startując jedynie w trzech rundach Kołodziej będzie w stanie wygrał cały cykl. Ostatecznie zabrakło mu 10 punktów do zwycięzcy Mikkela Michelsena. Żużlowi obserwatorzy nie mają wątpliwości, że gdyby Janusz startował w Częstochowie, to w tym roku cieszyłby się ze złota w SEC i bezpośredniego awansu do Grand Prix. Czy to już koniec? Te słowa nie pozostawiają złudzeń Kołodziej i Grand Prix to trudny związek 39- latek to przypadek dość specyficzny. W polskiej lidze od lat jest gwiazdą. W tym roku jest trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem. Ma za sobą jeden z najlepszych sezonów w karierze. Gdyby nie kontuzja, to pewnie zgarnąłby jeszcze więcej. Kołodziej przykuł nawet uwagę katarskich szejków. W lecie tego roku jego menedżer Krzysztof Cegielski przyznał, że dostał zapytanie o potencjalny sponsoring zawodnika. Reprezentant Polski mógł być pierwszym żużlowcem na świecie, który zostałby obdarzony milionami z Bliskiego Wschodu. W każdym razie nawet szejkowie nie uratują startu Kołodzieja w Grand Prix 2024. Sam awansu sobie nie wywalczył, a na przychylność organizatorów nie ma co liczyć. Wszystko przez wiek i stracone szanse z przeszłości. Janusz próbował dwukrotnie swoich sił w cyklu i za każdym razem ta przygoda nie kończyła się zbyt okazale. Niektórzy w środowisku twierdzą jednak, że Kołodziej dojrzał i byłby gotów raz jeszcze spróbować. Ten rok wydawał się idealny na wywalczenie awansu, ale nic z tego nie będzie. Pozostaje pytanie, czy żużlowcowi jeszcze wystarczy determinacji, aby powalczyć o Grand Prix. Za rok będzie miał 40 lat. Co prawda w żużlu wiek nie ma aż tak dużego znaczenia, ale jednak młodszy już nie będzie. Last dance polskiego brylantu w tym klubie. Będzie zmiana na gorsze?