Jedną z najważniejszych cech finałów jednodniowych był spory odsetek przypadkowości. Wielokrotnie mieliśmy mistrzów Polski, którzy nie byli wielkimi gwiazdami. Wszyscy pamiętamy przypadki Tomasza Jędrzejaka, Szymona Woźniaka czy Adama Skórnickiego. A wśród juniorów Artura Bogińczuka. Miało to swój klimat, ale z drugiej strony taki Bartosz Zmarzlik był już multimedalistą mistrzostw świata, a wciąż nie miał złota w IMP, bo brakowało mu szczęścia. Nikt chyba nie wątpił, że od dawna jest najlepszym polskim żużlowcem. - Wygrywać ma najlepszy. A cykl daje szansę wskazania tego najlepszego. Samych zawodów nie oglądałem, ale nowa formuła mi się podoba. Jest sprawiedliwa. Przypadkowy zawodnik może wygrać jakiś turniej, a nie cały cykl - uważa Tadeusz Zdunek. - Też nie przemawia do mnie argument, że sport lubi sensacje. Mistrzem Polski ma być ktoś najlepszy w przekroju całego cyklu, a nie ten który ma "dzień konia" w danym momencie - dodaje Marta Półtorak. Trzeba podnieść rangę. Zmarzlik temu... nie sprzyja Była prezes Stali Rzeszów uważa, że IMP powinny być przede wszystkim imprezą bardziej prestiżową. - W ostatnim czasie jakoś zatraciło to swoją rangę. Zdarzały się sytuacje, w których ktoś unikał startu w tych zawodach. Były jednodniowe choroby. Teraz przy trzech dniach rywalizacji, może już tak nie będzie - przewiduje. Problem w tym, że rangi zawodów nie zwiększa ich... murowany faworyt. Niemal pewne jest, że przy tej formule nikt nie zagrozi Zmarzlikowi. - Może trzeba mu dać złoto od razu i inni niech jadą swoje zawody? Kiedyś zrobiłem tak z jednym pracownikiem - śmieje się Zdunek, choć ma sporo racji. Kolejne dwa turnieje IMP odbędą się w Krośnie i w Rzeszowie. Mistrza kraju poznamy na początku września.