Polacy dominowali przed dwa dni. Byli zdecydowanie najlepsi, a para Zmarzlik-Janowski cały czas utrzymywała bezpieczną przewagę. Zepsuli jeden bieg. Ten najważniejszy, w którym doszło do nieporozumienia, a w konsekwencji upadku Janowskiego. Złoto przepadło. - Parę lat temu mówiłem o tej imprezie i ją krytykowałem. Władze światowego żużla owinęły sobie Polaków wokół palca i non stop rzucają kłody pod nogi. Ustalają regulaminy pod kątem odebrania nam szans na wygraną. W DPŚ przez kilka lat byliśmy niepokonani, więc trzeba było to przeciąć. Wymyślono turniej parowy i dalej kombinowano, co by tu zrobić, by dam dokopać. Stworzono więc turniej parowy, w którym jeden bieg może zniweczyć cały wysiłek. Tego nawet nie chce się oglądać. To nie tylko moja opinia. Rozmawiam z byłymi zawodnikami i każdy ma tego dość - grzmi Jan Krzystyniak. "Mają nas za nic!" Były żużlowiec uważa, że Polacy poniekąd sami są sobie winni. Nie reagują na notoryczne próby odebrania im szans na sukcesy. - Żyjemy jakby nic się nie stało. Plują w twarz, a my mówimy, że deszcz pada. Nawet nie oglądałem tych zawodów. Dopiero nazajutrz sprawdziłem wyniki. To wszystko siedzi w naszej mentalności narodowej. Pozwalamy sobie na takie traktowanie, jakbyśmy byli trzecim światem. Można z nami grać według czyichś zasad, a my nie mamy niczego do powiedzenia - uważa. - Wina leży po polskiej stronie. Grasz tak, jak przeciwnik pozwala. Pozwalamy, to tak sobie z nami grają. Coraz mniej tego żużla oglądam. Ratujemy światowy żużel, tak jak rok temu z GP. Prezesi latają po prezydentach miast, żeby zrobić zawody. Płaszczymy się przed władzami tego sportu, a następnie robią z nami co chcą. Ale głową muru nie przebijesz - rozkłada ręce. Jan Krzystyniak twierdzi też, że fatalnym pomysłem byłby powrót do zagranicznych juniorów w polskiej lidze. - Będzie pięciu zagranicznych, a dwóch Polaków? To absurd. Już w tej chwili jednej ligi z Polaków by się nie zrobiło. To agonia naszego żużla. To jest wariactwo. Sami sobie niszczymy to, naszym podejściem i pozwalaniem na rządzenie nami. Bierzemy obcokrajowców, a swoich nie wychowujemy. Potem półamator, jak Chris Harris, pokonuje naszych czołowych żużlowców, bo umie jeździć na torze, który jest trudniejszy. Nasi nie potrafią, bo już dawno się odzwyczaili - kończy.