Coraz częściej pojawiają się opinie na temat potencjalnego powiększenia PGE Ekstraligi i jej zamknięcia. Nie jestem co do tego jakoś specjalnie przekonany. Czas na to nadejdzie, ale jeszcze nie teraz. Kluby dokoptowane do tych rozgrywek nie będą na pewno miały takich środków finansowych co ścisła czołówka. Będzie wtedy to liga dwóch albo trzech prędkości. Zostawiłbym więc to wszystko jak jest obecnie i nie kombinował. Kibice zresztą uwielbiają te spadki i awanse. Ich to nakręca. Z niepokojem przyglądam się natomiast obecnej sytuacji. Jeżeli kilka klubów nie znajdzie dobrego wujka albo spółki Skarbu Państwa to niebawem możemy być świadkami fali bankructw. Przed polskimi ośrodkami chyba najtrudniejszy sezon od wielu lat, ze względu na inflację i szalejącą drożyznę. Zresztą nie tylko w naszym kraju jest taka fatalna sytuacja. Pan Krużyński z Apatora Toruń ostrzegając przed nadciągającą katastrofą zdecydowanie ma rację. Przede wszystkim chodzi o rosnące koszty. Dodatkowo odbije się to na zawodnikach, bo ceny części które oni muszą kupić także idą w górę. Na szczęście prezesi nie zamierzają czekać z założonymi rękami i starają się na bieżąco reagować, szukać dodatkowych funduszy gdzie się da. Zrobił to chociażby Włokniarz, któremu udało się porozumieć z Tauronem. Nie było łatwo, ale ostatecznie się udało i chwała im za to, bo te pieniądze mogą być w przyszłości na wagę złota. Co prawda za dużo chętnych spółek Skarbu Państwa nie ma, lecz zawsze warto się starać, by ugrać coś ekstra. Motor Lublin ma na przykład Bogdankę. Już teraz mówi się też, że Stal Gorzów negocjuje z Eneą. Więc dzieje się naprawdę dużo. Wielką zagadką są też nakłady finansowe przeznaczone na kluby przez wyżej wymienione spółki. Zawsze lepiej jest je jednak mieć niż nie mieć. Reszta będzie bowiem miała pod górkę, ponieważ pojedyncze miasta już teraz nie przyznają takich pieniędzy jak wcześniej, a to zwiastuje problemy. W niektórych przypadkach konieczna może okazać się jazda na kredyt, tylko skąd go wziąć. Już nie jest to takie łatwe jak jeszcze parę lat temu. Politycy na pomoc. Tak chcą zadowolić kibiców To wszystko cały czas kręci się wokół tego samego, czyli sponsorów, miasta oraz spółek Skarbu Państwa. Kto lepiej trafi, ma większe pieniądze. W obecnych czasach zdecydowanie jednak ciężej trafić niż kiedyś. Teraz to już jest takie bardziej chodzenie na kolanach i proszenie. Swoje trzy grosze wtrąca tu oczywiście polityka, gdzie politycy robią sobie nawzajem konkurencję. W każdym mieście jest jakiś lepiej ustawiony polityk i to właśnie do niego wszyscy walą drzwiami i oknami. On postanawia walczyć, a następnie zderza się z innym kolegą po fachu, który pochodzi z innego miasta żużlowego. Jest to prześciganie, który więcej da. Dla polityka promocja poprzez klub, zwłaszcza teraz gdy zbliżają się wybory, to sytuacja win-win. Taka kiełbaska wyborcza i dobry sposób na reklamę. Na meczu usiądzie sobie dodatkowo w pierwszym rzędzie, powie coś miłego do mikrofonu i kibic jest kupiony. Potem na takiego dobrodzieja się głosuje. Ja ze swojego doświadczenia znam nawet takich, którzy prosili kamerzystów, by choć na chwilę ich pokazali. Leszek Tillinger Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo