Póki co, Unia jest na szóstym miejscu w PGE Ekstralidze. Ma sześć punktów, ale za nią jest GKM, który rozkręca się z meczu na mecz oraz Wilki Krosno, które z kolei mają jeszcze dwa zaległe mecze. Przed Unią wyjazd do Torunia, gdzie wobec tak wielkich osłabień kadrowych trudno będzie nawet o punkt bonusowy (mają osiem przewagi po pierwszym spotkaniu). Później absolutnie najważniejsze starcie - GKM na własnym torze, wystarczy wygrać nawet 46:44, by zdobyć trzy punkty. Wrocław u siebie to niemal pewne zero, a wyjazd do Wilków też może różnie się skończyć. Unia na własnym torze wygrała tylko dwoma punktami. Zdecydowanie najważniejszy będzie wspomniany mecz z GKM-em, który odbędzie się 7 lipca. Bardzo realne, że Unia pojedzie już wówczas z Kołodziejem i Zengotą, czyli zawodnikami których brak jest najbardziej odczuwalny. Gdyby ich znowu zabrakło, naprawdę zrobiłby się wielki problem, a widmo spadku zajrzałoby wielokrotemu mistrzowi Polski w oczy już na poważnie. GKM urósłby do rangi faworyta tego spotkania. Problem z Holderem. Czy on w ogóle wróci w tym roku? Jest kłopot z australijskim mistrzem świata, który po upadku w Grudziądzu odniósł kontuzję kręgosłupa. Do jej czasu jakiegoś wielkiego szału nie robił, ale swoje punkty przywoził. Holder na razie nie ma większych szans wrócić, bo też trzeba pamiętać jak kłopotliwe są urazy kręgosłupa. Zbyt wczesny powrót, kolejny upadek i może być dramat. A Holder przecież miał już problem z kręgosłupem. Nie wspominając już nawet o tym, co przeżył jego przyjaciel, Darcy Ward. Unia rzuca wszystko co ma na walkę o utrzymanie, bo ewentualny spadek - nawet w obliczu sytuacji, jaka klub w tym sezonie spotkała - byłby dla miejscowego środowiska tragedią. Leszno jest przyzwyczajone do wielkiego żużla, to najlepsza drużyn w historii tej dyscypliny w Polsce. Jeszcze 3-4 lata temu byli wielkim hegemonem, hydrą która rokrocznie zdobywała złoto i której praktycznie nie dało się pokonać. Teraz jednak przed nią inna walka. Walka, w której na ten moment jest poważnie zagrożona porażką.