Nicki Pedersen to jedna z najważniejszych postaci sportu żużlowego ostatnich dwóch dekad. To prawdziwa gwiazda, człowiek o wielu twarzach, zawodnik wzbudzający ogromne emocje i kontrowersje. W Polsce przez lata był wygwizdywany przez kibiców na niemal wszystkich stadionach. Pedersen dostał szkolę życia Nie od dziś jednak wiadomo, że Pedersen to prywatnie jest: do rany przyłóż. Tylko wtedy, gdy zakłada kask, zmienia się w "bestię". Walczy na całego, nie przebiera w środkach, a ambicja wprost rozsadza go od środka. W rozmowie z fimspeedway.com, które z okazji 100-lecia sportu żużlowego przypomina największe gwiazdy Pedersen szeroko otworzył swoje serce opowiadając między innymi o trudnych początkach. Dostał prawdziwą szkołę życia. - Gdy dziś jestem trochę zrzędliwy, to przypominam sobie tamte czasy i od razu się uśmiecham. Uświadamiam sobie, że teraz moje życie wcale nie jest takie złe - mówi Pedersen. Płacił za spanie więcej niż zarabiał Duńczyk zdecydowanie nie wie, co to jest cieplarniany chów. W wieku 21 lat wsiadł na prom z Esbjerg do Harwich w Wielkiej Brytanii, bo wiedział, że jeśli chce się stać dobrym żużlowcem, to musi poznać tamtejsze tory. - Wtedy zarabiałem 20 funtów za punkt w lidze, a 150 funtów tygodniowo płaciłem za zakwaterowanie u rodziny, u której mieszkałem - przyznaje. Wydatki były olbrzymie, więc musiał oszczędzać na wszystkim. Także na hotelach. Spał na lotniskach, żeby starczyło mu pieniędzy na najlepsze silniki i serwisowanie sprzętu. Trudne czasy wiele mu uświadomiły - To był trudny czas, ale najlepszy, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Pozwolił mi on zrozumieć żużlowe życia. Nabrałem szacunku do tego sposobu życia. Uświadomiłem sobie, że muszę ciężko pracować, aby osiągnąć, to co chcę. Zrozumiałem, że najważniejsza jest motywacja, bo pieniądze, to nie wszystko. Zresztą wtedy ja nie miałem żadnych pieniędzy - przyznaje. Żeby zarobić i zapewnić sobie dobry start, przebić się w Grand Prix, zaczął się ścigać w czterech najlepszych ligach Europy w Polsce, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Danii. Jeśli do tego dołożymy Grand Prix, to okazuje się, że Pedersen miał bardzo napięty grafik. Musiał jeździć w czterech ligach, żeby zarobić na Grand Prix - Musiałem jeździć we wszystkich tych ligach, bo jedna nie była wystarczająca pod względem finansowym. Musiałem to zrobić, żeby mieć pewność, że zarobię wystarczająco dużo, aby przyjechać na zawody Grand Prix i rywalizować z najlepszymi na świecie. Starty w czterech ligach dawały mi nie tylko pieniądze, ale i też pewność, że jestem dobrze przygotowany do walki w mistrzostwach świata - opowiada Pedersen o trudnych początkach. Ogromne zaangażowanie i wyrzeczenia się opłaciły. Pedersen aż 3 razy został mistrzem świata. Zdobył wiele medali, przez lata był zawodnikiem ze ścisłego światowego topu. W sezonie 2024 będzie startował w Speedway 2 Ekstralidze, w Texom Stali Rzeszów. Będzie gwiazdą tego zespołu.