Dariusz Ostafiński, Interia: Kiedy mały Zmarzlik włożył buty na obcasach od mamy i przyszedł na trening, to pan zauważył w nim przyszłego mistrza świata? Stanisław Chomski, trener Zmarzlika w Moje Bermudy Stali Gorzów: Nie. Jeden dziennikarz już mnie o to pytał, ale powiedziałem, że u takiego małego to trudno coś dostrzec. Bartek był małym, żywiołowym chłopakiem o wiecznie umorusanych rękach, ale to nie był dla mnie żaden przyszły mistrz. To kiedy zauważył pan to coś? Jak zaczął jeździć na dużym torze. Zaimponował mi zaangażowaniem. Przydzieliłem Batka i jego starszego brata Pawła do Tomasza Golloba (przez lata były prezes Stali Władysław Komarnicki utrzymywał, że to był jego pomysł - dop.,red.). Bartek miał wtedy oczy szeroko otwarte, wszystko go interesowało, wszędzie właził. Raz mnie nawet Gollob zapytał, a co to za jeden, co mi się plącze pod nogami. Ja na to, że jest taki projekt, żeby tym młodym pomóc w rozwoju i żeby on się temu małemu przyjrzał. Wtedy chyba powiedziałem: Tomek, to może być twój następca. Słowa okazały się prorocze. Pewności pan jednak nie miał? Nie, bo wszystko zależało od Bartka. Mógł spocząć na laurach, mógł poprzestać na sukcesach juniorskich. Dla mnie Bartek był wtedy uczniem profesora, który go inspiruje do poszukiwań. Musiał jednak nadejść moment opuszczenia mistrza i pójścia własną drogą. O ten moment się bałem. Kilku wielkich mistrzów prowadziłem, widziałem w nich pewną niekonwencjonalność, zdolność łamania barier. Akurat te cechy u Bartka widziałem, ale w sporcie potrzebne jest też szczęście. Gollob miał papiery na wielokrotnego mistrza, ale nie miał szczęścia. Jeden, drugi wypadek i kolejne złota uciekały. Dopiero w wieku 39 lat został mistrzem. Zmarzlik ma 27 lat i trzy tytuły. I jak będzie miał szczęście, to pobije wszystkie możliwe rekordy. Zmarzlik jest wielki, bo ma talent, czy też wszystko jest kwestią pracy? Talent musi być, ale mieliśmy ich wiele i nic z tego nie wychodziło. U Zmarzlika ważne jest to, że ma umiejętność dokonywania dobrych wyborów. Kiedy coś się zacina, to nie szaleje, nie wymienia ludzi. Sam widziałem, ile miał w tym roku kłopotów z silnikami Ryszarda Kowalskiego, ale podjął współpracę z inżynierem i to przełożyło się na piękny wynik. Coś jeszcze? Miałem kilku utalentowanych zawodników. Pokazywałem im drogi rozwoju. Każdego z nich porównałbym do ptaszka w klatce, który do pewnego momentu był programowany, ale w końcu wyfrunął. Ptaszek jak go wypuści, to czasem ginie. I tak samo było z tymi talentami. Część z nich nie miała tej samokontroli, którą ma w sobie Bartek. Według mnie największy problem w żużlu jest taki, że jest to sport ekstremalny, w którym łatwo wpaść w sidła sławy i zejść na ścieżkę uciech. Żużel to też jednak możliwość zarobienia fortuny w młodym wieku. Od tego może przewrócić się człowiekowi w głowie. Bartek zawsze jednak był normalny, dobrze wychowany. Natomiast zgoda co do tego, że nawet 16-latek może dostać olbrzymią kasę i to psuje. Na szczęście ze Zmarzlikiem wyszło inaczej, dobrze. Ma trzy złote medale. Będą następne? To jest taka skala talentu i pracowitości, że mogą być. Może go zatrzymać tylko brak szczęścia lub narodzenie się drugiego Zmarzlika. Pamiętam, że jak kończyła się era Nielsena, to Tomek Gollob mówił, że teraz czas na niego. I on jechał świetnie, ale przyszła era Rickardssona, Crumpa, potem Pedersena. Tomek przy braku szczęścia musiał czekać. A widzi pan kogoś, kto może zagrozić Zmarzlikowi? Może Bewley? Może. Choć myślę, że musiałby się przeprowadzić do Polski, bo tu jest kolebka żużla. Duńczycy tak robią, to im pomaga w osiąganiu lepszych wyników. W każdym razie, z tych jeżdżących obecnie, trudno kogoś wskazać. To chyba możemy żałować, że kontuzji doznał Darcy Ward. Chyba tak. On po tym zawieszeniu za alkohol zmądrzał, a talent miał olbrzymi. Miał jednak nieszczęście. Rok temu Bartek rywalizował z Artiomem Łagutą, ale to nie jest przeciwnik tej klasy. Mam wrażenie, że dla niego żużel to przede wszystkim sposób na zarabianie pieniędzy, a dla Zmarzlika to przede wszystkim sposób na życie. Czytaj także: Tata się modli, mama liczy kasę. Bez nich nie byłoby złota