Janusz Ślączka musiał się srogo rozczarować, jeśli myślał, że przychodząc do Włókniarza Częstochowa złapie spokój i będzie miał cieplarniane warunki. Za czasów jego pracy w GKM-ie Grudziądz było tak, że co roku snuto marzenia o awansie do rundy play-off, a za każdym razem scenariusz był ten sam - nerwówka i walka o utrzymanie niemalże do ostatniej kolejki. Teraz jego nowy klub znów jest w trudnej sytuacji. Miały być medale, a będzie walka o utrzymanie? Chyba nikt nie spodziewał się, że po czterech kolejkach PGE Ekstraligi to Włókniarz Częstochowa będzie zamykał ligową tabelę. Rozczarowanie jest tym większe, że zimą w klubie doszło do dużych zmian w pionie szkoleniowym. Pojawili się m.in. nowy trener i dyrektor sportowy. Ten pierwszy, czyli Janusz Ślączka miał zaprowadzić porządek w parku maszyn i sprawdzić, że drużyna wreszcie będzie jechać na miarę oczekiwań. Tymczasem sytuacja wygląda kiepsko. Włókniarz zdobył tylko jeden punkt u siebie w meczu przeciwko Betard Sparcie Wrocław, gdzie de facto zwycięstwo miał na wyciągnięcie ręki. Przegrał też na własnym torze z Motorem Lublin i dwukrotnie przyjeżdżał z wyjazdów na tarczy. Nie wszyscy kibice akceptują ten stan rzeczy. Są tacy, którzy mówią, że Ślączka powinien odejść. Jednak zrzucanie winy za wszystko co złe na trenera byłoby w tym momencie mocno niesprawiedliwe. Pierwsza sprawa jest tak, że Ślączka nie budował drużyny Włókniarza. Przyszedł na gotowe i wziął ten zestaw zawodniczy, jaki był. A tegoroczne rozgrywki pokazują, że Włókniarz jest drużyną bardzo dziurawą. Liderzy zawodzą, a druga linia jedzie w kratkę. Do tego młodzież, która też od siebie zbyt wiele nie daje. Czas działa na korzyść Włókniarza Jednak żadnych nerwowych ruchów ze strony władz klubu nie należy się spodziewać. Ślączka może w spokoju pracować, a wiele wskazuje na to, że kolejne tygodnie będą dla niego lepsze. Przede wszystkim ze względu na terminarz, który teraz będzie sprzyjać. W najbliższych czterech kolejkach częstochowianie realnie są w stanie zdobyć nawet dziewięć punktów i o początkowym kryzysie nikt nie będzie pamiętał. Nadzieje daje też Maksym Drabik, u którego forma ostatnio delikatnie drgnęła w górę. Inna sprawa, że rezerwy mają praktycznie wszyscy zawodnicy pierwszej drużyny. I to będzie zadanie Ślączki, aby do nich trafić i wyjść z kryzysu. Dla Włókniarza najważniejsze, aby awansować do play-offów. Tam zabawa zacznie się na nowo.